6 stycznia 2017

WiZ Część I - Rozdział 10(2)

Alysson wyszła z kuchni, założyła ręce na biodrach i z politowaniem spojrzała na Colina. Nie rozumiała, skąd pojawiła się w nim nagle taka złość i dlaczego zatrzasnął drzwi przed kobietą, którą podobno kochał.
On jednak w ogóle nie zwracał uwagi na obecność czarnowłosej i jej miny. Co więcej, miał ochotę poprosić, by wyszła z jego mieszkania. Był pewny, że Morgan dowiedziała się o wiele więcej, niż powiedziała. Skoro odkryła powiązanie Marca z Forest Hill, musiała grzebać w tej sprawie bardzo głęboko, a to znaczyło, że albo już sprowadziła na siebie niebezpieczeństwo, albo zrobi to niebawem. Przesunął dłonią po brodzie i nieobecnym wzrokiem wpatrzył się w płytki na podłodze. Pomyślał, że bardzo źle zrobił, wypraszając Catię, a z drugiej strony czuł, że nie może powiedzieć jej całej prawdy. Sam już nie wiedział, jak zachować się w tej sytuacji. Pewny był tylko jednego — w takich okolicznościach nie mógł kontynuować spotkania z Alysson.
Ku jego zdziwieniu, kobieta bardzo szybko to wyczuła. Ubrała kurtkę, po czym zbliżyła się do porucznika.
— Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale leć za nią. Chyba macie sobie coś do wyjaśnienia.
Potem przytuliła Colina i z niemałym rozczarowaniem wyszła z jego mieszkania.

*

Bonnet nie musiał daleko szukać. Nie musiał nawet dzwonić, by dowiedzieć się, w którą stronę poszła Catherina. Gdy tylko wyszedł z wieżowca, zauważył Morgan siedzącą na jednej z ławek w pobliskim parku. Narzucił na głowę kaptur bluzy, po czym podszedł bliżej.
— Czemu nie wróciłaś do domu? — zapytał, stając koło kobiety.
— Czułam, że przyjdziesz. To co, pogadamy?
— Chodź.
Potem odwrócił się na pięcie, schował ręce do kieszeni i poprowadził partnerkę wprost do swojego mieszkania.
Gdy przekroczyli próg, w telewizji leciała właśnie jakaś wesoła, klubowa muzyka, która zupełnie nie pasowała do nastroju chwili. Drażniła Morgan, więc bez pytania o zdanie wyłączyła odbiornik.
— Drinka? — zapytał zza jej pleców Bonnet.
— Poproszę.
Mężczyzna poszedł do kuchni. Gdy po chwili wrócił z dwoma szklankami, Catherina siedziała na kanapie z dłońmi wsuniętymi we włosy i wyraźnie nad czymś dumała.
— O co chodzi z Marcem? — zaczęła rozmowę.
— Mówiłaś, że wiesz... — zdziwił się Colin.
— Wiem, ale nie znam wszystkich szczegółów.
— Więc ja nie powinienem ci ich zdradzać — rzucił, po czym usiadł wygodnie na kanapie.
Morgan zaśmiała się ironicznie. Poczuła, że złość zaczyna przejmować nad nią kontrolę, ale nie zamierzała tego hamować.
— Skończ pierdolić — syknęła, patrząc wrogo na przyjaciela. Jesteś moim kumplem czy nie jesteś? Chyba powinniśmy sobie mówić o takich rzeczach, tym bardziej jeśli mają związek ze śledztwem, które razem prowadzimy, nie? Myślałam, że jesteśmy ze sobą szczerzy, a nagle dowiaduję się, że twój zmarły kumpel ma coś wspólnego ze sprawą, którą prowadzimy kilka lat po jego śmierci. I nie mów mi, że nie miałeś o tym pojęcia, bo ci, kurwa, nie uwierzę! Skończ robić ze mnie kretynkę i zacznij gadać, co wiesz!
Colin wlepił wzrok w podłogę, byleby tylko nie patrzeć na Catherinę. Wiedział, że kobieta zasługuje na szczerość i prawdę, ale nie uważał, by wyznanie wszystkiego było dobrym pomysłem. Nie miał pojęcia, ile zdołała ustalić na własną rękę, ale obawiał się, że i tak odkryła już za dużo. Bał się, że zbytnia ciekawość doprowadzi ją na dno, a on mimowolnie popchnie ją jeszcze głębiej. Nie chciał tego, ale czuł, że Catherina nie odpuści i nie wyjdzie z jego mieszkania, dopóki nie zdobędzie odpowiedzi na wszystkie pytania. Będzie jej szukać na wszystkie sposoby, bez patrzenia na konsekwencje. Colin nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Catia nie znała słowa stop.
— Jeśli chcesz mnie przed czymś chronić, to oficjalnie ci oświadczam, że możesz przestać — dodała, jakby czytając mu w myślach. — Jak ktoś będzie chciał mnie zapierdolić, to i tak to zrobi. Bez względu na to, czy teraz sobie pogadamy, czy nie. Chcę znać prawdę, Colin. I nie wybiórczą, tylko całą.
— Nie proś mnie o to — syknął. — W ogóle nie powinnaś się w to mieszać. A tak w ogóle, po jaką cholerę grzebałaś w sprawie Marca?! Skąd ten pomysł, że może mieć coś wspólnego z Forest Hill?
— Niech cię to nie interesuje.
— Aha, czyli ja ci mam powiedzieć wszystko, co wiem, a jak ja o coś zapytałem, to niech mnie to nie interesuje, tak? Chyba kpisz!
— Dobra, mów, co wiesz, a potem przyjdzie kolej na mnie — zaproponowała. — Tylko bez wykrętów.
Wypiła na raz pół drinka, po czym oblizała usta, zacisnęła nerwowo pięści i czekała, aż Colin zacznie mówić. On jeszcze przez chwilę bił się z samym sobą, po czym w końcu pękł.
— Jakiś rok przed śmiercią Marc zaczął zajmować się sprawą kilku gości, którzy w niewyjaśnionych okolicznościach wyszli z więzienia. Podejrzewał, że ma to związek z jakąś korupcją albo wewnętrznymi problemami tej jednostki. Miał potem problemy u komendanta, kazali mu przestać szperać, ale on był ciekawski i piekielnie ambitny, więc nie zamierzał się tym przejmować. Kiedyś przy wódce opowiedział mi, czego się dowiedział. Podobno różni ludzie wychodzili z różnych więzień na całym świecie. Trafił na ślad jakiegoś gościa z Los Angeles, Limy i kilku z Europy. Przez pewien czas pomagałem mu tak na odległość, na własną rękę i bez wiedzy komendanta, ale po czasie jakoś odpuściliśmy.
— Nigdy nie wspominałeś mi o tej sprawie…
— A po co miałem ci wspominać? To była sprawa moja i Marca. Nie o wszystkim można mówić, powinnaś to wiedzieć…
Catherina westchnęła. Chcąc nie chcąc, musiała zgodzić się z Colinem. Rozumiała, że zdarzają się w życiu detektywa sytuacje i śledztwa, z których nie powinien się zwierzać.
— Pewnego dnia Marc powiedział mi przez telefon, że odpuszcza, rzuca tę sprawę i prosił, żebym ja też tak zrobił. Potem zaczęliśmy się coraz bardziej oddalać. Nie gadaliśmy przez telefon tak często jak kiedyś, nie spotykaliśmy się na weekendy, nie konsultowaliśmy ze sobą śledztw. A potem się zabił. Nie wierzyłem, że mógłby to zrobić z własnej woli, ale dowody nie pozostawiały złudzeń. Nie drążyłem, starałem się jakoś z tym pogodzić. Dziwiło mnie tylko to, że jego żona wspomniała o jakimś Chevrolecie Suburban, który podobno bez przerwy stał na ich osiedlu i ewidentnie obserwował Marca. Bez przerwy o tym myślałem. Był nawet czas, że gdy widziałem te samochody na ulicy, to się za nimi odwracałem. Gdy usłyszałem, że na Forest Hill też występował Chevrolet Suburban, wzdrygnęło mną, ale nie zamierzałem się nad tym zastanawiać. Przecież takich aut jeździ po drogach tysiące. Do pewnego czasu nic nie podejrzewałem. Nawet gdy pojawił się Rain i jego samobójstwo, nic nie skojarzyłem.
— A co miałbyś skojarzyć? — Nie rozumiała Catia.
— Rain został powieszony na takiej samej linie, na jakiej powiesił się Marc. W obu przypadkach na stole stała taka sama butelka z alkoholem, obaj jeździli takim samym samochodem...
Catherina drgnęła.
— Chcesz powiedzieć, że mordercy Raina celowo tak to zaplanowali, żebyś domyślił się, że te dwie sprawy są powiązane?
— Myślę, że tak. Co prawda Marc naprawdę zabił się sam, a Albert przed powieszeniem został otruty, ale zbyt dużo tu innych podobieństw. Myślę, że Oni dowiedzieli się, że sprawą Forest Hill będę zajmował się ja, prześwietlili mnie, zobaczyli, że mam powiązania z Markiem i od tej pory zaczęli mnie dokładnie obserwować. Od początku czułem, że ta sprawa będzie trudna i jak zobaczyłem to Camaro na parkingu, które tak idealnie nam się podstawiło, to wpadłem w szał. Chciałem ich złapać, miałem nadzieję, że zdołam ich przechytrzyć, ale po czasie doszedłem do wniosku, że nie mam na to szans. Byli na to gotowi, w każdej chwili mogli mnie otoczyć i... spanikowałem. Powiedziałem ci, że mi zwiali, a prawda jest taka, że sam się wycofałem. Co prawda wtedy nie wiedziałem jeszcze, że Marc ma z tym wszystkim coś wspólnego, ale i tak czułem, że powinienem dać sobie spokój… Chociażby dlatego, że byłem tam sam. A potem dostałem wiadomość…
Kobieta przełknęła ślinę.
— Co to za wiadomość?
Bonnet oparł łokcie na kolanach, nerwowo przesunął dłonią po włosach, po czym wstał z kanapy i stanął przy oknie. Catia z coraz większym strachem oczekiwała na to, co przyjaciel jej powie. Zaczynała bać się o jego bezpieczeństwo.
— Po tym pościgu dostałem MMS-a, a w nim zdjęcie. Moje i Marca jeszcze z czasów szkoły policyjnej. A obok niego napis, że mam wybór…
Morgan przymknęła oczy, prosząc w myślach, by to był tylko zły sen. Doskonale pamiętała słowa Sojusznika:

— Przypatrz się uważnie swojemu partnerowi (...). Był blisko związany z Marcem, teraz rozwiązuje sprawę Forest Hill. Podejrzewam, że on już dawno temu dostał wybór. I albo już z nimi współpracuje, albo niebawem zacznie.

Do tej pory łudziła się, że mężczyzna kłamał i zmyślił całą tę historię z więźniami wychodzącymi z więzień i atakiem, który zostanie przeprowadzony na państwo. Teraz Colin powoli potwierdzał teorie Sojusznika. I tę z więzieniami, i tę z wyborem.
— I co z tym zrobiłeś? — zapytała Catia łamiącym się głosem.
— Nic. Nie odpisałem. Chyba miałem nadzieję, że jak to oleję, to dadzą mi spokój. Minął tydzień i cisza, ale… ja wiem, że jestem chodzącą bombą.
— Co? — zaśmiała się nerwowo kobieta. — Co ty gadasz... Nie mów tak!
— Catia, ale to prawda — westchnął głęboko i wzruszył ramionami, jakby już się z tym pogodził. W każdej chwili mogą tu przyjść i mnie rozwalić. Podejrzewam, że Marc odkrył coś naprawdę ważnego i przez to zginął. A skoro przyjaźnił się, i przez długi czas pracował, ze mną, to Oni mogą myśleć, że coś mi przekazał. Może chcą, żebym powiedział, w jaki sposób Marc do tego doszedł i dlatego trzymają mnie przy życiu. Nie wiem, ale to jest kwestia czasu, kiedy po mnie przyjdą. I to źle, naprawdę źle, że się o tym wszystkim dowiedziałaś...
Catia zamyśliła się, czując, że ogarnia ją coraz większy strach. Nie tylko o Colina, ale też o siebie i Jake’a. Do tej pory nie odpuszczała żadnego śledztwa; uparcie brnęła do poznania prawdy, stawiając to sobie za punkt honoru, ale teraz postanowiła, że musi przystopować. Życie Colina było zagrożone, jej pewnie też. Zrozumiała, że Sojusznik mógł mieć rację, gdy radził, by jak najszybciej opuściła państwo. Teraz nie sądziła już, że mężczyzna wyssał to wszystko z palca.
— Miałem nadzieję, że niczego się nie domyślisz, że nie dowiesz się o Marcu. Na pewno sam z siebie bym ci o tym nie powiedział — wyznał Bonnet, po czym wrócił na kanapę i wypił na raz całą zawartość szklanki. — Ale teraz już wiesz i obawiam się, że oni też wiedzą, że wiesz.
Catherina drgnęła.
— Musimy wyjechać — powiedziała. — Ja, ty i Jacob. Zaszyjemy się gdzieś w Brazylii albo Argentynie i przeczekamy. Potem może uciekniemy do Europy. Gdziekolwiek!
Colin zaśmiał się pod nosem.
— Nie stać mnie nawet na wyjazd do innego miasta, a co dopiero innego państwa. Jestem pod kreską, Catia. I to od dawna.
— Jakie to ma znaczenie!? — zdenerwowała się. — Pożyczę ci na bilet, potem znajdziemy gdzieś jakąś pracę i wszystko się ułoży. Ale będziemy żyć, Colin. Żyć!
— I myślisz, że w tej Argentynie, Brazylii albo Europie będziemy bezpieczni? Myślisz, że tam nas nie znajdą?
— Nie wiem, ale na pewno to jest lepsze niż zostanie tutaj!
— Masz rację — przyznał, kręcąc głową. — Dlatego powinnaś wyjechać.
— A ty? — zdziwiła się.
— Na mnie jest już za późno. Nawet spod ziemi mnie wykopią.
— Och, co ty pierdolisz?! — zdenerwowała się. — Zamierzasz się poddać?
Colin nie odpowiedział. Zajął się przygotowywaniem kolejnego drinka, choć po kilku poprzednich szumiało mu już mocno w głowie. Catherina podała swoją pustą szklankę i również poprosiła o dolewkę.
— Jesteś pewna?
— Lej — ponagliła. — O niektórych sprawach najlepiej mówi się po wódce.
Wykonał polecenie i już po chwili podał kobiecie alkohol.
— Colin, kurwa, wyjedź z nami! — kontynuowała temat.
— Nie mogę.
— Dlaczego?
— Niespecjalnie przepadam za Jacobem.
Morgan spojrzała na przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Nie wierzyła, że te słowa naprawdę padły.
— Wiem, że nie za bardzo się lubicie, ale to chyba nie jest powód, żeby rezygnować z wyjazdu. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Tu chodzi o życie, Colin. Jakie znaczenie ma to, czy się lubicie, czy nie?!
— Zasadnicze.
— Ja naprawdę cię nie rozumiem!
— Może to i lepiej — westchnął, po czym zdusił w sobie beknięcie.
Pomyślał, że nie powinien pić już tego drinka i żadnych następnych, bo jego stan i tak jest już mocno wskazujący. Mimo to ponownie przechylił szklankę do ust.
— Colin, możesz mi wreszcie powiedzieć, o co tu chodzi? — zapytała zdenerwowana Morgan.
— A o co ma chodzić? — westchnął z irytacją.
Potem wstał z kanapy i podszedł do telewizora. Włączył go, po czym zaczął zmieniać stacje, udając, że brakuje mu muzyki. W gruncie rzeczy chciał po prostu oddalić się od Catheriny, by nie mogła sprowokować go do dalszych wyznań. Ku jego nieszczęściu, kobieta również wstała z miejsca i podeszła do niego. Nie zamierzała dać się zbyć.
— Zostaw to i rozmawiaj ze mną — zażądała.
Colin nadal zmieniał stacje, nic sobie nie robiąc z jej słów. Potem lekko zachwiał się na lewą stronę, ale utrzymał pion.
— Bonnet, do cholery! — wrzasnęła i dopiero wtedy porucznik uniósł głowę.
Choć patrzenie Colinowi w oczy nie było dla Catii żadną nowością, poczuła skrępowanie. W jego spojrzeniu dostrzegła coś, co ją zaniepokoiło. Miała wrażenie, że mężczyzna bił się z myślami, chciał coś wyznać, ale nie wiedział, czy powinien. Wyglądał na zestresowanego i jeszcze bardziej poważnego, niż wcześniej, a Catherina nie domyślała się nawet, co może być tego przyczyną. Czuła tylko, że coś jest nie tak.
Nagle Colin odłożył pilot na półkę i niepewnym krokiem zbliżył się do Morgan. Przez chwilę w milczeniu patrzył na jej usta, potem w oczy i znowu na usta. Gdy jeden kosmyk włosów opadł kobiecie na twarz, Bonnet mimowolnie uniósł dłoń i powoli, z czułością założył jej go za ucho. Widział zaskoczenie Catii i niemą prośbę o wyjaśnienia, ale ciężko mu było wydusić z siebie choć słowo. Jednak bliskość Morgan pobudziła go do tego stopnia, że postanowił pójść krok dalej i przyparł ją do ściany. Sam nie wiedział, co robi oraz skąd nagle wzięła się w nim taka śmiałość i pożądanie, skoro do tego czasu tak dobrze potrafił to maskować. Czuł, jakby wszystko działo się samo, choć w dużej mierze podyktowane przez alkohol.
Gdy wplótł swoją dłoń we włosy Catheriny i dotknął jej czoła swoim czołem, kobieta była zbyt zaskoczona, by zareagować i go odepchnąć. Czekała na dalszy rozwój sytuacji, kompletnie nie wiedząc, co wstąpiło w Bonneta.
— Chyba jestem już zmęczony odezwał się w końcu. — Coraz trudniej mi udawać.
— O czym mówisz?
— Coś się we mnie zmienia, coś we mnie siedzi i ja nie umiem tego powstrzymać. Starałem się udawać i oszukiwać samego siebie, ale najwidoczniej jestem na to za słaby. Nie umiem sobie wmówić, że jest inaczej, niż czuję...
— Colin, ja nic nie rozumiem... Mów prościej. O co chodzi?
— O to, że chciałbym cię teraz pocałować — powiedział, patrząc Catherinie prosto w oczy. Zamarła w zaskoczeniu. — I nie tylko w tej jednej chwili. Chciałbym cię całować za każdym razem, gdy patrzę na twoje usta...
— Zwariowałeś? — zapytała z niedowierzaniem. — Co ty gadasz?
— W sumie nie będę się kłócił, bardzo możliwe, że zwariowałem. Na twoim punkcie, jakiś czas temu. Walczę z tym, uwierz, ale chyba dłużej nie umiem.
Spojrzał na usta Catheriny, a ona wstrzymała oddech. Modliła się, żeby nie wypełnił swoich słów i nie spróbował jej teraz pocałować.
— Za bardzo cię szanuję, żeby to zrobić... — powiedział, jakby czytając w jej myślach. — Wiem, jaka jesteś. Wiem, że masz Jacoba i że nie potrafiłabyś zrobić nic przeciw niemu. A gdybyś zrobiła, to zjadłyby cię wyrzuty sumienia. Marzę, żeby się do ciebie zbliżyć, ale tego nie zrobię, nie musisz się bać. Nie zrobię nic przeciwko tobie, bo...
Zamilkł, a Catia poczuła, że jej serce bije o wiele szybciej niż normalnie. Miała nadzieję, że Colin nie dokończy zdania i nie wypowie tych kilku kluczowych słów. Domyślała się, jak będą brzmiały, a nie chciała ich słuchać. Łudziła się, że to tylko bełkot pijanego faceta, który od jakiegoś czasu nie miał kobiety i zebrało mu się na czułości. Pragnęła, by tak było, ale sama w to nie wierzyła. Colin nie mówił takich rzeczy ot tak. Co więcej, on nie mówił tak w ogóle.
— Ja cię kocham, Catia — wyznał w końcu.
— To nieprawda — odparowała od razu Morgan. Kręciła głową, jakby nie chciała dopuścić do siebie tych słów. — Jesteś pijany, coś ci się po prostu wydaje...
— Nic mi się nie wydaje! — krzyknął.
Odsunął się od Catheriny, usiadł na kanapie, po czym z bezsilności i złości zaczął szarpać się za włosy.
— Chciałbym, żeby to mi się tylko wydawało! Chciałbym móc patrzeć na ciebie jak na zwykłą kumpelę, bez większych emocji, ale nie umiem! Ciągle myślę, co by było, gdybyś nie poznała Jacoba. Ciągle żałuję, że nasza historia potoczyła się w ten sposób. Ja pierdolę, nie wierzę, że to mówię, ale ja już nie chcę innych kobiet. Gdy na ciebie patrzę, to wiem, że mógłbym się zmienić, wiem, że zrobiłbym wszystko, żebyś była moja, ale nie zrobię, bo jest za późno. Mam tego świadomość i wcale nie jest mi z tym, kurwa, dobrze! Wiem, że kiedyś coś do mnie czułaś, bo to było widać, ale wtedy mi nie zależało. Teraz mi zależy, ale ty masz już Jacoba. A ty mi się pytasz, czy ja z wami wyjadę! — prychnął.
Wstał z miejsca i przeszedł kilka razy po pokoju. Nie wiedział, co robić, by opanować emocje. Catia w tym czasie stała nieruchomo jak posąg, nie dowierzając, że to wszystko dzieje się naprawdę.
— Nie wyjadę, a wiesz czemu? — warknął, patrząc kobiecie w oczy. — Bo nie jestem w stanie patrzeć na wasze szczęście. Wolę się tu zapić na śmierć, niż widzieć, jak ten palant cię obmacuje! Gdybym wyjechał, to prędzej czy później bym nie wytrzymał i coś mu zrobił. Zakopał w lesie, utopił w morzu, nie wiem. Ale na pewno doprowadziłbym do jakiejś tragedii.
— Colin, co ty mówisz...
— Prawdę! Utknąłem w tym i nie wiem, co robić. Ciągle o tobie myślę, pragnę, chciałbym cię tulić, całować, chciałbym, żebyś mnie utemperowała i nauczyła życia we dwoje. Zastanawiam się, jakby nam razem było, a potem przypominam sobie o Jacobie i wiem, że to nigdy nie będzie możliwe. Może powinienem się od ciebie odciąć, ale tego też, kurwa, nie umiem...
Ukrył twarz w dłoniach i trwał tak przez dłuższą chwilę.
Natomiast Catherina poczuła, że powinna jak najszybciej ulotnić się z mieszkania Colina. Nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że jego słowa są prawdą; nie chciała pozwolić, by ich relacja w jakikolwiek sposób się zmieniła. Wolała udawać, że tego nie usłyszała albo obrócić w żart i jak najszybciej zapomnieć. Paraliżowały ją strach i świadomość, że Bonnet jest zbyt poważny jak na dowcipkowanie. Nie wyobrażała sobie, co będzie dalej. W jaki sposób będą się teraz przyjaźnić, skoro najwidoczniej Colin od dawna traktował ją jak kogoś więcej? Morgan nie umiała tego pojąć. Miała mętlik w głowie i czuła się kompletnie zagubiona i oszukana.
— Wiem, że masz Jacoba… — powtórzył po raz kolejny Bonnet. W ręce trzymał pustą szklankę i niewidzącym wzrokiem patrzył na podłogę. — Ale jak myślisz, czy ja i ty… czy to miałoby szansę?
Catherina nerwowo przycisnęła dłoń do ust.
— Colin, ja za cztery miesiące biorę ślub...
— A co to jest ten ślub?! — zdenerwował się. Zwykły papierek i impreza jak każda inna! A ja nie pytam o papierki, tylko o uczucia!
Wstał z kanapy i szybkim krokiem podszedł do Catii. Złapał ją za ramiona i spojrzał głęboko w oczy.
— Pytam, Catia, czy byłabyś w stanie coś do mnie poczuć…?!
To pytanie kompletnie wytrąciło Morgan z równowagi. Chciała krzyknąć nie, oczywiście, że nie!, ale coś ją przed tym blokowało. Pomyślała, że gdyby nie poznała Jacoba, to pewnie uległaby teraz Colinowi. Był przystojny, wiedział, jak postępować z kobietami i jak o nie dbać. Znali się się na wylot, zawsze dobrze dogadywali, potrafili iść na ustępstwa, troszczyli się o siebie i nigdy nie nudzili w swoim towarzystwie. Resztę — uczucia i namiętność — rozbudziliby z czasem. A jeśli nie, to po prostu by się rozstali. Był tylko jeden problem — Jacob. On istniał, żył i zagrzał już sobie miejsce w sercu Catheriny. A ona nie potrafiła i nie chciała go z niego wyrzucać.
— Może w innych okolicznościach… — wyszeptała.
Nie chciała ranić Colina, ale nie mogła odpowiedzieć inaczej. Gdy zobaczyła żal i smutek w jego oczach, pożałowała, że w ogóle do niego przyszła.
— Catia, pozwól mi o siebie zawalczyć. Tylko tyle. O więcej nie proszę...
— Nie mogę...
Spuściła głowę. Nie miała wątpliwości, że właśnie bezpowrotnie traciła swojego najlepszego i jedynego przyjaciela.
Słysząc te słowa, Bonnet uwolnił kobietę z uścisku i usiadł na kanapie. Wlał sobie do szklanki wódkę i przechylił w stronę ust, bez przepijania sokiem. Nie był w stanie określić stanu, w jakim się teraz znajdował. Wszystko przestało mieć już dla niego znaczenie.
Natomiast Catia poczuła, że nie może dłużej przebywać w jego towarzystwie. Musiała ochłonąć, przemyśleć to wszystko i przespać się z nowymi rewelacjami. Miała dość. Po prostu dość.
Rzuciła ciche przepraszam, chwyciła swoją kurtkę i ze łzami w oczach wybiegła z mieszkania.


Ajajaja czekałam na ten rozdział! Może dlatego, że lubię Colina w robi nieszczęśliwie zakochanego. Jak się podobało? I czy w ogóle podobało xD

Wielkie dzięki Frix!

4 komentarze:

  1. Jestes sadystka wobec Collina :D Collin, jak cos to przyjdź do mnie, ja Cie pocieszę.
    Jedenastka bedzie jedno czy dwuczęściowa?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem podła, wiem :D
      Na razie zamierzam podzielić 11 na dwie części, ale w trakcie pisania może wyjść różnie :D W każdym razie plany są na 11(1) i (2).

      Usuń
  2. Colin, postawiony pod ścianą, mający świadomość, że każdy dzień życia może być jego ostatnim w końcu odważył się powiedzieć Cati prawdę. Zastanawia mnie jednak jakim cudem ona wcześniej się nie domyśliła, że jemu na niej zależy, przecież to było widać. Tu po raz kolejny wychodzi na to, że najciemniej pod latarnią.
    Czytając początek, zastanawiałem się czy Colin mówi Cati prawdę. Część prawdy mówi jej z pewnością, ale wątpię, że wyznał wszystko co wie.

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie ciekawa teoria, że Colin nie powiedział wszystkiego. Kto wie, może to prawda? :D

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy