6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 2(2)

*

 Gdy Morgan otworzyła drzwi do gabinetu, Colin siedział na obrotowym fotelu z nogami położonymi na biurku oraz szelmowskim uśmiechem, którym przywitał ją, jak każdego dnia. 
Czasem Catia zastanawiała się, który z tych uśmiechów był szczery, a który to zwyczajna gra aktorska. Nie sposób przecież szczerzyć się zawsze — i w złe, i w dobre dni — nawet jeśli miało się charakter Colina Bonneta. 
— Spóźniona całe dwie minuty! — zauważył, przeżuwając w ustach czekoladowe ciastko.
Catherina machnęła na to ręką. 
— Skąd masz tyle słodkości? — zapytała, patrząc na talerzyk leżący na biurku.
— Dostałem od nowej pani technik — odparł z dumą.
— Mącisz w głowie kolejnej biednej kobiecie?
— Nie musisz tak wyraźnie okazywać swojej zazdrości — rzucił, beztrosko obracając się na fotelu.
— Nie dodawaj sobie.
Odpowiedział jej jedynie cichy śmiech Bonneta. 
Minęła partnera i włączyła komputer. Czekając, aż się uruchomi, podeszła do dużego, kuloodpornego okna o szerokości ściany i z lekkim uśmiechem wpatrzyła się w krajobraz za nim.
Z tej odległości widać było dokładnie cały park, który rozciągał się wokół departamentu. Porucznicy nie chcieli blokować dopływu światła i izolować się od świata, dlatego nie korzystali z żaluzji ani z zasłon. Lubili oderwać czasem wzrok od komputera i popatrzeć na zieleń drzew oraz kolorowe kwiaty, które tam rosły. Tym bardziej, że widok za oknem był znacznie ciekawszy od tego, co prezentowało sobą pomieszczenie — dwa biurka, czarne krzesła, szara podłoga i białe ściany. Posępne mury ozdobiono jedynie kilkoma doniczkami z kwiatkami, które przyniosła kiedyś Catherina. Chciała jakoś przebić tę szarość, doprowadzającą ją do szału.
Kobieta zamyśliła się do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na Colina, który od dłuższego czasu czujnie jej się przyglądał. 
— Coś się stało? — zapytał. 
Catia nie odpowiedziała.
— Czekaj, nie mów! Sam zgadnę! Miesiączka odpada, bo to jeszcze nie twój czas, nie pokłóciłaś się z Jakiem, bo wy się nigdy nie kłócicie, gdyby chodziło o Martineza, to bluzgałabyś jak wariatka, więc… — klasnął w dłonie — ...Godzilla przyjeżdża!
Morgan zaśmiała się głośno. 
— Nieomylny jak zawsze. — Odeszła od okna i usiadła przy biurku. — Wymyśliła, że musi sprawdzić, czy nie popełniliśmy żadnych błędów przy wypisywaniu zaproszeń, żeby nie było żadnego pierdolonego faux pas. A ja jestem pewna, że przychodzi na zwykłe przeszpiegi.
— Zawsze się zastanawiałem, czemu Jacob jej po prostu nie opierdoli? Nie może powiedzieć, żeby się nie wtrącała i dała wam święty spokój?
— To nie jest takie łatwe… — westchnęła. — Jacob już wiele razy jej mówił, żeby pozwoliła nam żyć po swojemu i Alessa oficjalnie nic nam nie narzuca. Robi to sposobem albo wbija mi nóż w plecy, jak nikt nie widzi. To jest bardzo cwana baba.
— Przecież nie cwańsza od ciebie — stwierdził z pewnością Colin. — Załatw ją tą samą bronią.
— Myślisz, że o tym nie myślałam? Problem polega na tym, że wszystkie moje działania odbiją się potem na jej relacji z Jacobem. Mogę w każdej chwili powiedzieć, co o niej myślę, nie będę mieć z tym problemu. Tylko że ona się wtedy obrazi i przestanie się odzywać. Ja na tym nie ucierpię, ale Jake tak, bo są dla siebie jak przyjaciele...
— Gdyby była jego przyjaciółką, to nie raniłaby jego kobiety. Poza tym... jak można przyjaźnić się z własną matką? — zakpił Colin. 
— Najwidoczniej można… — odparła sucho Catia.
Zaczęła się zastanawiać, czy gdyby jej mama żyła, to też byłyby najlepszymi przyjaciółkami? A może widywałyby się raz na kilka lat i w ogóle nie pielęgnowały więzi? Catia nie pamiętała, jaka była Eveline Morgan, bo umarła trzy lata po jej urodzeniu. A skoro ona nie miała matki, to chciała, by choć Jacob miał dobry kontakt ze swoją. 
— A co ze sprawą? — zmieniła temat. — Mamy coś nowego?
— Tak. Arthur przyniósł bilingi Sophie, ale nie otwierałem. Poczekałem na ciebie. I mam nadzieję, że to doceniasz!
— Doceniam — rzuciła ze szczerym uśmiechem. — Ale teraz już otwórz. Zróbmy wreszcie coś pożytecznego.
 Okazało się, że w ciągu ostatniego miesiąca Sophie Campbell dzwoniła do: kilku koleżanek, męża, gosposi, ogrodnika, firmy elektrycznej i na numer, który nie został na nikogo zarejestrowany. Co ciekawe, właśnie z tą ostatnią osobą Sophie rozmawiała najczęściej i to o zastanawiających godzinach — północ, pierwsza, druga, trzecia w nocy. Porucznicy nie mieli wątpliwości, że powinni jak najszybciej dowiedzieć się, do kogo należał ten numer.
W tym celu Colin skontaktował się z technikiem, który kilkanaście minut wcześniej przyniósł bilingi. Zamienił z nim kilka zdań, po czym zaczął relacjonować Catherinie przebieg rozmowy.
— Arthur cały czas stara się namierzyć właściciela. Na razie wie tylko tyle, że numer ostatni raz logował się w okolicach dzielnicy Hamptown w Silent Glade. Nie jest już aktywny, ale Arthur ma na to oko. Da znać, jak ustali coś nowego. Ale! Podobno znalazł coś ciekawego w jej komputerze. 
— No to chodźmy.
Bonnet kiwnął głową, po czym oboje wyszli z gabinetu. Przeszli kilka jardów przez korytarz z dziesiątkiem drzwi, minęli kilkanaście znajomych twarzy, a potem zjechali windą na drugie piętro. Tam również wymienili kilka uścisków dłoni, przeprowadzili trzy szybkie rozmowy i dopiero po piętnastu minutach doszli do gabinetu Arthura. 
Szczupły, wysoki mężczyzna po trzydziestce siedział za kilkoma ogromnymi ekranami. Gdy zobaczył Morgan i Bonneta, ruchem ręki wskazał, by do niego podeszli.
 Laptop Sophie Campbell leżał wyłączony w pudle oznaczonym unikalnym numerem dla sprawy i nazwiskiem ofiary, a cała jego zawartość znajdowała się już na komputerze technika. Arthur kliknął w odpowiedni folder, a wtedy przed oczami śledczych pojawiły się okienka ukazujące różne wiadomości e-mail. 
— Patrzcie na to — powiedział z tak dużym entuzjazmem, że Catherina i Colin spojrzeli po sobie wymownie. 
Wiedzieli, że Arthur był dość specyficzną osobą, ale jego podniecanie się pracą ciągle ich zaskakiwało. Mężczyzna każde odkrycie traktował jak życiowy sukces. 

 Od: yourmonster@yahoo.com
Temat: Brak tematu
masz pięć dni inaczej mężuś pozna prawdę

 Colin uśmiechnął się pod nosem. Pomyślał, że właśnie dostali nowy trop w sprawie.
— To był pierwszy mail, wysłany miesiąc temu — tłumaczył energicznie technik. — Zaraz wam pokażę, co odpisała Sophie. 
Kliknął kilka razy, po czym na ekranie pojawiło się kolejne okno:

 Od: sophie3827@yahoo.com
Temat: Re:Brak tematu
Pieprz się i przestań do mnie dzwonić! Nic nie dostaniesz!!!!

— Miała charakterek — skomentował Colin. — Masz gdzieś te bilingi? 
— Mogę ci wydrukować.
Otworzył odpowiedni plik, a już po chwili na jego biurko trafiły kartki zapełnione numerami. Porucznicy przyglądali im się przez przez dłuższą chwilę, a Arthur w tym czasie wyjaśniał:
— Ten numer, którego nie możemy zlokalizować, pierwszy raz zadzwonił do Sophie dwudziestego stycznia i rozmawiali półtorej minuty. Potem... — Przesunął palcem kilka linijek wyżej. — ...zadzwonił dwa dni później. Po kolejnych dwóch dniach Sophie dostała maila z szantażem, na którego odpisała: przestań do mnie dzwonić
— Szantażysta z maila i tajemniczy rozmówca to ta sama osoba — wywnioskowała szybko Catherina.
— Może szantaż dotyczył kochanka? — wtrącił Colin.
— Zostawmy to i patrzcie dalej — zarządził Arthur. — Po tym mailu były trzy tygodnie przerwy. A potem coś takiego:

 Od: yourmonster@yahoo.com
Temat: Brak tematu
Twoja tajemnica jest jednak więcej warta za pięć dni w tym samym miejscu z taką samą kwotą

 — Czyli się ugięła i zapłaciła szantażyście… — stwierdziła Catherina. — Tylko za co?
— Nie wiem. To była ostatnia wiadomość, wysłana dokładnie trzy dni przed jej śmiercią. Sophie na nią nie odpisała — wyjaśnił technik.
Colin spojrzał na kartkę z bilingami.
— Ale telefon nadal dzwonił. Dwa dni przed śmiercią rozmowa trwała dziesięć sekund, a w dniu śmierci przez dwadzieścia.
— O której rozmawiali w dniu śmierci? — dopytała Catherina.
— O dziewiątej. 
— A według koronera zgon nastąpił koło dziesiątej.
— A według gosposi Sophie była tego dnia z kimś umówiona — zauważył Colin.
— A mąż nie miał pojęcia, kto to mógł być…
— Może z szantażystą? — wtrącił Arthur.
— Umówiłaby się z szantażystą we własnym domu? — powątpiewała Catherina.
— Może go znała? Ale nadal nie wiemy, co z tym kochankiem… — dodał Colin.
— No to teraz namieszałeś… — westchnęła Morgan i rozłożyła bezradnie ręce. — Dobra, uporządkujmy to jakoś. Arthur, namierzyłeś numer IP komputera tego yourmonstera?
— A jak myślisz? — zaśmiał się mężczyzna i z niezwykłą dumą podał porucznik kartkę z adresem. — To jest knajpka internetowa. Z tego, co wiem, jest dość duża, więc możecie mieć problem z ustaleniem, kto korzystał z komputera. Ale co ciekawe, też znajduje się na Hamptown, a przecież tam ostatni raz logował się do sieci tamten telefon.
— Co potwierdzałoby teorię, że szantażysta i ten dzwoniący może być tą samą osobą. Dzięki, Arthur, wykonałeś kawał dobrej roboty — stwierdził Colin i poklepał technika po ramieniu.
— Nic nowego — odpowiedział bez emocji i wrócił do patrzenia w monitor. 
Śledczy uśmiechnęli się, schowali karteczkę z adresem kafejki i numerem IP komputera oraz wydruki emaili, po czym wyszli z pomieszczenia. 
— Wiesz, że Arthur podobno ma dziecko? — szepnął Colin. 
Catherina zganiła go wzrokiem, sugerując, że powiedział to o ton za głośno. Szli korytarzem, ciągle ktoś ich mijał, a Morgan nie chciała wyjść na plotkarę. 
Bonnet machnął na to ręką.
— Podobno ta cycata laborantka widziała go niedawno z jakimś trzy-czteroletnim chłopcem i on zwracał się do Arthura tato!
— Nawet jeśli, to co z tego?
— Jak to, co? Wyobrażasz sobie Arthura z kobietą? Rany, to paskudne..
— Jesteś okropny — zaśmiała się Catia. — Poza tym, o ile się nie mylę, ta laborantka pracuje tutaj maksymalnie tydzień. To ona przyniosła ci ciasteczka?
— Dokładnie tak. 
— Już zdążyłeś ją poznać?
Colin uśmiechnął się wymownie.
— Zdradzę ci sekret. Nawet całkiem nieźle.
Catherina westchnęła głośno i pokręciła bezsilnie głową. Uwielbiała Colina jako przyjaciela, ale nie pochwalała jego trybu życia. Nie rozumiała, dlaczego tak przystojny, wykształcony i inteligentny mężczyzna nie chce znaleźć sobie porządnej, kochającej partnerki, z którą stworzyłby rodzinę, a zamiast tego bez przerwy skacze z kwiatka na kwiatek. Nie zamierzała tego komentować. Colin doskonale znał jej zdanie na ten temat, a ona nie czuła potrzeby, by je ciągle powtarzać. 
— I domyślam się, że to wcale nie jest ten moment, w którym mówisz, że się zakochałeś i zmieniasz podejście do kwestii damsko-męskich? — zapytała tylko.
— Jeszcze nie zwariowałem. 
— To jedźmy już lepiej na to Hamptown... — rzuciła bezsilnie w odpowiedzi.
Jednak nim zdążyli dojść do windy, zadzwonił telefon Bonneta. Charakterystyczny dźwięk dzwonka nie pozostawiał złudzeń — komendant Martinez.
— Trup na Forest Hill. Jedziecie — poinformował bez przywitania.
— Zaraz, zaraz. Jaki trup, jakie Forest Hill? Mieliśmy właśnie jechać na Hamptown w sprawie tej Sophie Campbell. 
— Hamptown wam nie ucieknie, pojedziecie jutro. Technicy są już na miejscu, koroner ma zaraz dojechać. 
— A co tam się stało?
— Ty mi to powiesz, jak dojedziesz. Do roboty. — I rozłączył się. 
Colin przeklął pod nosem.
— Zmiana planów, jedziemy na Forest Hill.
— Forest Hill? — zapytała Catia.  Co to jest?
— Szczerze? — zaśmiał się Bonnet. — Nie mam bladego pojęcia. 


* * *

Ten rozdział jest przerażająco krótki, ale gdybym dodała go do poprzedniego, to też nie było by dobrze. Wtedy tamten byłby koszmarnie długi.
I zdradzę w sekrecie, że już się nie mogę doczekać opublikowania 3(1)!


Gorące podziękowania dla
Frixa i Katji!

14 komentarzy:

  1. A ja myślę, że długość tego rozdziału jest idealna. Oczy nie męczą się tak strasznie od wpatrywania się w ekran.

    Ogółem rozdział drugi zaczął się mało ciekawą informacją dla policjantów o jakimś cieniu przed domem, który widziała gosposia. Dość miły był ten kawałeczek uchylający rąbka tajemnicy o żuciu Catheriny. Jej relacje z przyszłą teściową mogę uznać za dość napięte i męczące. Nie dziwię się i rozumiem postawę policjantki - nikt nie lubi, gdy ktoś nieproszony wchodzi z butami w jego życie.

    Niepokoi mnie kolejne ciało. Liczę, że to nie jest dzieło seryjnego mordercy, a sprawy nie łączą się ze sobą. Ale pewnie moje nadzieje są płonne.

    Czekam na trójeczkę. Mam nadzieję, że wyłapię w porę czas jej publikacji.

    pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj rozdziały będą dłuższe tak o 60% xD Mam dużo do przekazania i wolę napisać dłuższy rozdział, niż stworzyć ich sto. A czytelnik zawsze może to sobie rozłożyć na raty. Jak książkę ;)

      Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie ;*

      Usuń
  2. Będzie krótko, bo tak jak pisałem, ciągle jestem na siłowni i komentuję z telefonu, a tego nienawidzę, ale nie chcę zostawiać niczego na później, bo później mógłbym zapomnieć.
    Póki co wszystko mi się podoba. Zadowolony jestem, że rozwinęłaś wątek teściowej Cath, bo to uczyniło jej związek z Jacobem ludzkim, takim życiowym, a nie przerywnikiem od pracy, mdłym, bez takiej realności, a jedynie bajeczną przerwą. W tamtej ich relacji było coś sztucznego, takiego... że ja nie umiałem jej poczuć, teraz nadal jest taki dziwny dystans (sądzę, że on miał być, że to zakładałaś od początku), ale jednak sprawiłaś, że ja mogłem w ten związek uwierzyć.
    Podoba mi się też postać Colina. Nadal średnio go lubię i uważam za momentami niedorosłego, niedojrzałego, takiego uciekającego przed samym sobą. Dostrzegam też w nim cechy, których nienawidzę w samym sobie, ale podobnie jak on chyba nie mam siły, czasu, motywacji, by z nimi walczyć. Dostrzegam w nim też typ takiego bawidamka. Na szczęście sam z tego już wyrosłem, no ale ja jestem żonaty, on jest wolny, więc póki kobiety same się nadstawiają, to ma prawo w nie wsadzać i nie widzę w tym niczego złego. Po prostu nie każdy nadaje się do związków, a niektórzy muszą się długo wybawić i mocno wyszumieć zanim założą rodzinę. Są mężczyźni, którzy stają się na to gotowi dopiero przed lub nawet po czterdziestce. Myślę, że lepsze to, takie mierzenie sił na zamiary, niż krzywdzenie kobiety i dzieci skokami w bok, kasynami i klubami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z bólem serca muszę przyznać, że rzeczywiście spieprzyłam wątek J&C w tamtej wersji. Po czasie sama doszłam do wniosku, że brakuje między nimi tego... czegoś. Mam nadzieję, że w tej wersji będzie trochę lepiej. Przynajmniej pod niektórymi względami.

      Colin miał być taki niedojrzały, dziecinny, niepewny czego chce od życia. To moja świadoma kreacja. Myślę, że u niektórych będzie wzbudzał dużą sympatię, a u innych żadną xD Kwestia gustu. No i rzeczywiście jest to facet, który nie nadaje się za bardzo do związków. Jest taką przeciwwagą dla Catheriny, która do związku będzie przykładać dużą wagę.

      Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie ;)

      Usuń
  3. O matulu, jak mi kiepsko idzie to nadrabianie :/ Czasie, dlaczego nie ma cię więcej?!

    „Posępne mury ozdobiono jedynie kilkoma doniczkami z kwiatkami, które przyniosła kiedyś Catherina. Chciała jakoś przebić tę szarość, która doprowadzała ją do szału.” — dwa razy „która/które”. Użyj imiesłowu w jednym ze zdań i będzie miodzio :)

    Adres yourmonster@yahoo.com napisałaś raz kursywą. Bądź konsekwentna i pochyl wszystkie adresy albo na odwrót.

    W kryminałach uwielbiam wtrącanie jakichś informacji z życia osobistego bohatera i fragmenty, w których autor odsuwa śledztwo na bok i zajmuje się tym, co śledczy robi po pracy. Dlatego bardzo podoba mi się poruszenie przez Ciebie tematu „Godzilli” czy życia Colina. To daje miłe uczucie, że czyta się o ludziach, a nie robotach z idealnym wyglądem, idealną pracą, idealnymi działaniami i idealnym życiem.

    Motyw szantażysty w przypadkach małżeństw podchodzi już pod cliché. Ale okej, niech sobie będzie, w końcu to tylko wątek poboczny. Nawet mnie zaciekawiłaś.

    Ach, ten Colin, mały zbereźnik :P

    Wiesz co…?
    Nienawidzę Cię za to zakończenie!
    Ty bezduszna istoto, jak mogłaś tak uczynić?! Miałam chociaż nadzieję, że ta sprawa zostanie dokończona i płynnie przejdziemy do następnej… Meh. Wieje mi tu brakiem pomysłu na dalsze prowadzenie śledztwa :c

    W sumie ode mnie to tyle, bo, jak sama powiedziałaś, „rozdział jest przerażająco krótki”. Aż żal mi publikować taki komentarz, no ale miejmy nadzieję, że pod 3(1) powrócę do mojego rozwlekania się.

    Trudno mi powiedzieć, czy rozdział mi się podobał, bo tym zakończeniem zabiłaś we mnie całą chęć do życia… No ale niech Ci będzie, podobał mi się. Nie było żadnych rażących błędów, przecinki i logika są raczej tam, gdzie powinny (choć mogłam coś przeoczyć przez chorobę i późną godzinę), także jest w porządku.

    Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny :*

    PS.: Na The Unforgiven pojawił się w końcu post i byłoby mi bardzo miło, gdybyś go przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie goni! ;D Sama cierpię ostatnio na brak czasu (i chęci, przyznaję się!), więc też rzadko bywam na blogach.

      Również lubię wtrącenia o życiu prywatnym śledczych, więc trochę ich tu (w sensie w opowiadaniu) dodałam. Mam nadzieję, że nie za mało :D

      Miałam pomysł na zakończenie tego śledztwa, ale nie uznałam to za konieczne. Głównie dlatego, żeby pokazać, że nie każde śledztwo jest dla policjanta sprawą życia i śmierci i nie nad każdym wypruwa sobie żyły. Są też takie, które można z łatwością oddać i sprawa tej kobiety właśnie taka jest dla C&C. Poza tym nie miało to związku z fabułą, więc nie chciałam tego ciągnąć ;P

      Bardzo dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  4. Cześć. Pamiętasz mnie jeszcze? Ja któreś wolnej, bezsennej nocy wpadnę, by przeczytać wszystko, ale nie zanosi się na to, że to będzie w najbliższym czasie, bo po pierwsze mam mało czasu wolnego, a po drugie staram się poprawić i opublikować w pełni "Na kartkach pamiętnika", na które serdecznie cię zapraszam.
    Jeśli chodzi o twoje opowiadanie, to dostrzegam rozwinięcie niektórych wątków, ale też zmianę pierwszej sprawy. Nie pamiętam, w której części, ale w któreś było chyba uśmiercenie kobiety i winny był jakiś majster, tak? Dobrze pamiętam?
    Nie dziwię się, że Cath nie lubi teściowej. Ciężko lubić osobę, która uważa, że wszystko wie najlepiej, a wygląda na to, że taką właśnie jest matka Jacoba. Obawiam się też, że z niego straszny maminsynek, no bo przepraszam bardzo, ale zaproszenia na ślub, to zaproszenia na ślub ich, tak, a nie szanownej mamuńki, więc powinna się od tego trzymać na kilometr, jedynie wpaść jako gość na weselisko i niczego więcej wydaję mi się, że nikt od niej nie wymaga. Jacob za to powinien w końcu przeciąć pępowinę, bo wydaje mi się, że to nie jest tak, że on matkę o pomoc poprosił, a własnie ona swoją pomoc wcisnęła niczym takie niechciane trzy grosze, a on nie umiał mamie odmówić.
    To w jaki sposób opisałaś Colina sprawiło, że jestem na niego czujna. Naprawdę, zaczęłam przy każdej wzmiance o nim wyostrzać wzrok, słuch i wszystko co wyostrzyć się da. Facet ma coś za uszami, lewituje na poziomie bankructwa, jednocześnie żyjąc jak taki hrabia XXI wieku. Kombinator, którego albo kiedyś to wszystko dogoni i się na nim zemści, albo on kombinuje inaczej niż Cath się wydaje, że on kombinuje. Może wcale nie zaciąga kredytów i nie zapożycza się, a na przykład sprzedaje jakieś informacje, które jego zdaniem są mało ważne, może nawet handluje czymś na boku. Pasowałby mi na nie do końca uczciwego gliniarza.
    Domyślam się, że od następnego rozdziału zaczyna się właściwa akcja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że pamiętam. Jak mogłabym nie pamiętać? ;D

      Tak, była sprawa z majstrem, ale zmieniłam ją na sprawę z metrem, a metro zmieniłam na to, co jest tutaj. I to już zostanie, bo do trzech razy sztuka xD

      Zgadzam się, że Jacob to maminsynek. Może nie jakiś straszny i niereformowalny, ale jest to fakt, któremu nie można zaprzeczyć ;-) To moje celowe zagranie, że tak to ujmę.

      Co do Colina nie będę się rozpisywać. Myślę, że wszystko wyjdzie z czasem, ale podoba mi się, że jest to postać, która czymś ciekawi i zmusza do myślenia.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Witaj!
    C&C znowu w akcji! W sumie to nie powinnam się cieszyć, bo z każdym rozdziałem jesteśmy coraz bliżej głównej akcji. A ja nie chcę znowu czytać o umierającym Colinie. Chociaż wcześniej na sto procent nam nie napisałaś, że on zginął, a ja miałam ten cień nadzieji, że jakimś cudem przeżył. Mam nadzieję, że nie pozbawisz mnie jej zbyt prędko. Chcę jeszcze poczytać trochę o jego i Catheriny perypetiach.
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Colina i Catii będzie jeszcze dużo ;-* A kto wie... może aż do końca opowiadania? Nic nie zdradzam! :D Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie ;*

      Usuń
  6. Miałam sobie dawkować przyjemność i czytać po cztery rozdziały, no może części bo prawie wszystkie są podzielone na dwie, ale nie mogę się oprzeć i zaraz pójdę do 3(1), zwłaszcza, że zaczyna się coś dziać :D
    Ciekawa jestem kim jest ten cały szantażysta. Zakładam, że to on stoi za jej śmiercią, bo jako że nie uregulowała i nie zapłaciła mu tego, czego oczekiwał, to przyszedł do niej to wyegzekwować i szarpanina skończyła się śmiercią. Nie mam pojęcia kto to może być i cały czas się nad tym zastanawiam.
    Rozdział faktycznie krótki, bo nim się obejrzałam już się skończył! Ale takie też muszą być! :D
    Świetny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie rozdział rozdziałowi nie równy, a z czterech rozdziałów robi się osiem, więc trochę mogłoby Ci to zająć ;D
      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  7. Faktycznie krótki. Bardzo krótki. W ogóle te rozdziały są krótsze od poprzednich chyba. Tak mi się przynajmniej wydaje.
    Zaśmiałam się jak przeczytałam o tej godzili :D. Ale nie powiem, trafne określenie. Zapewne taka właśnie jest ta kobieta. Cóż to miłe ze strony Catii, że stara się dbać o jego relacje z osobą, za którą sama nie przepada. Ja mam lepsze kontakty z tatą niż z mamą, to z tatą mogę sobie porozmawiać o 6 rano w niedziele itd. Z kolei np. kilku moich znajomych właśnie to z mamą ma lepszy kontakt i patrząc na to, to jest piękne, że widać, że się kochają. Mimo że dziecko dorasta itd. to fajnie jak jednak pozostają te relacje. Może nie mówienie o wszystkim, nie też takie mamisynstwo i wpychanie się do wszystkiego.
    No proszę czyżby pierwszy trup i pierwszy ślad w nowym śledztwie?:P A co do Sophie, to nie byłabym raczej za zdradą. Chociaż może. Ale może coś w typie prostytucji albo w sumie, może to nie pierwszy jej związek, może oszukała już parę gości na kasę? Z kolei Colin... On nie jest właśnie nastawiony na związek, bo jeszcze do niego nie dorósł, a z kolei skoro kobietom odpowiada, że to trochę na raz(chociaż może nie każda o tym wie), to czemu ma z tego rezygnować? Nie każdy jest zaprogramowany to stworzenia rodziny, spłodzenia dzieci itd. Niektórzy wolą tą "wolność" ;P. Arthur chyba nie jest taki najgorszy, niech on nie przesadza. Przykro że nikt go nie chce zapraszać, chociaż wydaje się być pracoholikiem i może sam by odmawiał.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba trochę są. A to dlatego, że usunęłam trochę niepotrzebnych wyjaśnień, tłumaczeń bohaterów itp. Czasem za bardzo chciałam wcisnąć swoje trzy grosze xD
      A ja mam z mamą lepszy kontakt :D Ale to pewnie u każdego kwestia indywidualna. Ważne po prostu, żeby ten kontakt mieć.
      Święte słowa - nie każdy jest stworzony do założenia rodziny. A niektórzy po prostu późno do tego dorastają. Zresztą, jak ma Colin zakładać rodzinę, skoro się jeszcze w nikim nie zakochał. To też go jakoś tłumaczy. Skoro mu dobrze tak jak jest, to czego chcieć więcej :D

      Dziękuję! ;*

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy