6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 6(1)

6


Dzwonił koroner — oświadczył David, gdy tylko zobaczył Morgan i Bonneta wyłaniających się zza drzwi. — Od samego początku nie podobało mu się ciało Raina. Nie będę wchodził w szczegóły, wszystko macie w raporcie. Podobno bruzdy na szyi nie były takie, jak powinny, i coś tam jeszcze. W każdym razie to skłoniło Luisa do zlecenia badań chemiczno-toksykologicznych. I wiecie, co znaleźli? Nie wiecie, więc wam powiem: śmiertelną dawkę strychniny.
Catherina i Colin bezsilnie opadli na kanapę.
— A więc jednak... — westchnął Bonnet, a David kontynuował:
— Strychnina spowodowała skurcze mięśni i uduszenie. Najpierw umarł, a dopiero potem ktoś go powiesił. Pamiętacie pewnie, że na stole stała butelka z alkoholem. Z badań wynika, że tam również znajdowała się strychnina. Facet chciał się napić, a wylądował pod sufitem...
Cała czwórka zdawała sobie sprawę, że zabójstwo Alberta Raina stawia jego postać w zupełnie innym świetle. Nie był już tylko mało istotnym świadkiem, który zupełnie przez przypadek znalazł się w miejscu masowego morderstwa. Teraz był też ofiarą, która mogła mieć o wiele większy związek z Forest Hill, niż początkowo przypuszczano.
— Gadaliśmy o nim dzisiaj z Catią i doszliśmy do wniosku, że Rain mógł być podstawiony... — poinformował Colin. — Ale teraz mamy już chyba pewność...
— Na jakiej podstawie? — zapytał zaciekawiony Long.
On również rozważał taką ewentualność, ale chciał poznać stanowisko CC.
Natomiast Cooper w milczeniu wsłuchiwał się w rozmowę i bardzo dokładnie obserwował dwójkę poruczników.
— Przypadkowo akurat koło Forest Hill zachciało mu się sikać i przypadkowo właśnie tam popsuł mu się samochód. Potem wcisnął nam kit o tym, że śpieszy się do żony, która wcale nie istnieje, a kilka dni później został zamordowany. Sami przyznacie, że to jest dość dziwne...
— Skąd wiecie, że skłamał o żonie? — wychwycił James.
— Byliśmy przed chwilą na jego osiedlu i rozmawialiśmy z sąsiadką — wyjaśniła Catherina. — Wyśmiała nas, gdy zapytaliśmy o żonę i dziecko Raina. Powiedziała, że facet nigdy nie miał żony, że jest... znaczy, był biedakiem, ciągle pożyczał kasę, a tydzień temu nagle podjechał drogim samochodem. 
— I wierzycie jej? — dopytywał David Long. 
— A czemu mamy nie wierzyć? Nie miała powodu, by kłamać. Poza tym szukałam rano informacji o jego żonie i żadna mężatka o tym nazwisku nie mieszka w Silent Glade. 
— Wcale nie musieli mieszkać akurat tu.
— Tylko że zdaniem sąsiadki Albert ciągle przebywał w tym domu, w którym jest zameldowany, a innego nie miał. Gdyby żona mieszkała z nim, to sąsiedzi by o tym wiedzieli.
— Mogło im się nie układać, więc zamieszkali osobno i nie czuli potrzeby, żeby się widywać. Takie zeznanie sąsiadki to jeszcze trochę za mało, żeby wątpić w istnienie żony Raina. To, że nie mieszkała razem z nim, wcale nie oznacza, że w ogóle jej nie ma — kontynuował Long.
Catherina zaczęła gotować się ze złości. Nienawidziła, gdy ktoś podważał jej zdanie, a gdy był to David, denerwowała się kilka razy mocniej.
— Może pogadajmy o konkretach — warknęła. — Moim zdaniem ktoś podstawił Raina tylko po to, żeby poinformował nas o sprawie. Sprawcy chcieli, żeby Forest Hill wyszło na jaw. Może jara ich fakt, że ludzie będą teraz gadać o tej zbrodni? Może zależało im na rozgłosie? Wybrali biedaka, bo taki nie będzie się wyróżniał i nie postawi warunków. A gdy przestał być potrzebny, to go zabili. Znaleźliśmy gdzieś jego auto? Nie, bo mordercy najpierw dali mu samochód, a potem go odebrali. I takie jest moje zdanie w tej sprawie.
Założyła ręce na piersi i wygodniej oparła się na kanapie. Cooper w dalszym ciągu w milczeniu patrzył gdzieś przed siebie, Long podszedł do okna, by odsłonić zasłony, a Colin w zamyśleniu obracał w dłoni telefon. Nikt nie skomentował jej słów do czasu, gdy ponownie odezwał się David:
— Masz rację, Morgan — przyznał z wymownym uśmiechem. — Tak może być.
Catia nie kryła zaskoczenia. Nie spodziewała się, że mężczyzna tak szybko ją poprze. Prawdę powiedziawszy, nie sądziła, że w ogóle to zrobi.
Kapitan usiadł za biurkiem, położył ręce na blacie i spojrzał czujnie na kobietę.
— Może, ale nie musi. Zbyt szybko wyciągasz wnioski — dodał. — Wszystko, co w tej chwili powiedziałaś, jest możliwe, ale nie jest pewne. Tworzysz domysły, ale nie popierasz ich dowodami. Zanim powiesz, że facet nie miał żony, powinnaś sprawdzić dane w całym kraju, nie tylko na pewnym obszarze. Zamiast się złościć, że poddaję pewne rzeczy pod wątpliwość, miej świadomość, że w śledztwach tego typu zawsze jest mnóstwo różnych dróg i nie da się wybrać jednej. Trzeba iść wszystkimi naraz. I tu nie chodzi tylko o temat tej pierdolonej żony. Tu chodzi o każdy temat. Brakuje ci cierpliwości, Morgan, i musisz nad tym popracować.
Catia nie wiedziała, co odpowiedzieć, bo najchętniej rozszarpałaby Longa na strzępy. Nienawidziła, gdy ktoś ganił ją albo wytykał pomyłki w obecności osób trzecich. Bez względu na to, czy David miał rację, czy nie, Catherina była na niego wściekła. I nie potrafiła tego ukryć.
— Dobra, CC, idźcie do siebie i grzebcie dalej w życiorysach ofiar — zmienił temat Cooper. — A my wracamy do swojej pracy. 
Catherina i Colin skinęli głowami, po czym bez słowa wyszli z pomieszczenia. Gdy byli już poza zasięgiem uszu kapitanów, Bonnet powiedział:
— Nie musisz tak wyraźnie okazywać swojego braku sympatii do Longa. 
Morgan prychnęła pod nosem. 
— Nie rozumiem, o czym mówisz.
— Nie zapominaj, że stoimy po tej samej stronie — przypomniał mężczyzna.
— Ktoś taki jak Long nigdy nie będzie stał po tej samej stronie, co ja.
Porucznik usiadła przy biurku i włączyła komputer. Nie spojrzała na Colina, ale on cały czas patrzył na nią. I wyglądał na szczerze rozbawionego. 
— Nie wiem, czemu się tak na niego uwzięłaś. Bywa trochę denerwujący, ale w gruncie rzeczy wcale nie jest taki zły.
— Po prostu działa mi na nerwy, okej? — rzuciła nerwowym tonem. 
— Za ten tekst, że kobieta jest potrzebna facetowi tylko w nocy?
— Za każdy tekst — stwierdziła dobitnie. — Przestańmy już o nim gadać i weźmy się za sprawę. Rób kawę.
Colin zaśmiał się głośno.
— Dobrze, tylko nie pluj już tak tym jadem, bo mi w końcu dziurę w koszuli wypalisz.
Catia spojrzała na partnera ze śmiechem, a on wzruszył tylko ramionami. Ten jeden tekst wystarczył, by zeszła z niej cała złość. W towarzystwie Bonneta nie potrafiła denerwować się dłużej niż kilka minut. Zbyt szybko zarażał ją swoim optymizmem i zawsze była mu za to niezmiernie wdzięczna.

*

Kilkugodzinne poszukiwania informacji na temat ofiary oznaczonej numerem jeden — Andie McDowell — nie przyniosły zadowalających rezultatów. Kobieta nie posiadała konta na żadnym z portali społecznościowych, nie udzielała się na forach ani żadnych innych stronach. Należała do tej znaczącej mniejszości społeczeństwa, o której Internet niewiele mógł powiedzieć. 
Wobec tego Catherina zajęła się szukaniem wiadomości na temat kółka literackiego, do którego należała zmarła, a potem prześwietliła życiorysy wszystkich jego członków. Okazało się, że nikt z nich nie miał kryminalnej kartoteki, ale zdaniem Catheriny to wcale nie wykluczało ich z kręgu podejrzanych. 
W tym samym czasie Colin zdobywał listę pracowników biura, w którym pracowała ofiara oznaczona numerem dwa — Michael Brum. Gdy już to zrobił, zaczął porównywać nazwiska i zdjęcia z osobami należącymi do kółka literackiego. 
Chcieli za wszelką cenę znaleźć ogniwo, które łączyłoby jedną ofiarę z drugą, ale to nie przynosiło rezultatów. Dopiero gdy zaczynali mieć dość tej monotonności, nudy i braku rezultatów, Catia natrafiła na coś, co ją zainteresowało. 
Na stronie poświęconej jednej ze szkół na terenie Idaho znalazła artykuł dotyczący międzystanowego konkursu informatycznego dla młodzieży do lat dwudziestu. Został opublikowany piętnaście lat temu, a laureatką została niejaka Rebecca McDowell. Choć to nazwisko należało do dość popularnych, Catia nie byłaby sobą, gdyby tego nie sprawdziła.
Szybko zauważyła, że o ile Internet niewiele mógł powiedzieć na temat zmarłej Andie McDowell z Silent Glade, to o Rebecce pojawiło się mnóstwo informacji. Już same nagłówki z daleka intrygowały krzykliwymi hasłami.

Rebecca McDowell otrzymuje nagrodę Turinga!

Catherina wiedziała, że to wyróżnienie raz do roku otrzymują ludzie, którzy w znaczący sposób przyczynili się do rozwoju w dziedzinie informatyki. Dziwne przeczucie kazało jej dowiedzieć się więcej na temat tej osoby.

Rebecca McDowell kończy współpracę z Toshibą!

Dalszy ciąg wojny o Rebeccę McDowell — Microsoft i HP nie rezygnują!

Porucznik zatrzymała się na moment, oparła o oparcie fotela i głęboko zamyśliła. Intuicja podpowiadała jej, że wreszcie trafiła na coś ważnego, choć na razie nie wiedziała, czy te informacje do czegokolwiek jej się przydadzą. Poszukała szczegółowych danych na temat kobiety, jej miejsca zamieszkania i rodziny, a potem radośnie zaśmiała się pod nosem.
— Kurwa, jestem genialna! — Klasnęła w dłonie i z radością spojrzała na partnera. — Zbieraj się, jedziemy.
— Dokąd? — zapytał z zaskoczeniem.
— Nie ma czasu, opowiem ci po drodze.

*

Pani McDowell otworzyła im drzwi dopiero po kilku minutach. Była przybita, miała zaczerwienione oczy i ciemny strój. Poprzedniego dnia wraz z mężem po raz pierwszy zobaczyła martwe ciało swojej córki. Catherina nie chciała nawet myśleć, jak musieli się teraz czuć. Mimo to zamierzała wycisnąć z nich wszystkie informacje, o które nie zapytała ostatnio.
— Bardzo państwa proszę... nie dziś… — prosiła kobieta.
— Zadamy tylko kilka pytań i zostawimy państwa w spokoju — obiecał Colin.
— Nie mam na to siły! — wrzasnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
I wtedy zza ściany wyłonił się pan McDowell.
— To znowu wy? Wiecie coś?
— Wolelibyśmy nie rozmawiać o tym na klatce schodowej… — powiedziała Catherina i wymownie kiwnęła na drzwi.
— Proszę wejść.
— Brian! — jęknęła żona.
— Idź się położyć, a ja porozmawiam.
Kobieta posłuchała męża i szybko zniknęła za drzwiami pokoju. Natomiast pan domu wskazał porucznikom, by weszli za nim do salonu.
— Proszę wybaczyć pytanie — zaczęła Catherina — ale czy nie potrzebują państwo pomocy psychologa? Może rozmowa ze specjalistą mogłaby państwu jakoś ulżyć…
Sprawa Alberta Raina uczuliła ją na takie widoki. Nie chciała więcej trupów w tej sprawie.
— Nie, obca osoba nie będzie się mieszać w nasze życie — odpowiedział pewnie, lecz nie oschle. — Jakoś damy sobie radę.
— Dobrze, oczywiście, jak pan woli. W takim razie chcielibyśmy, żeby powiedział nam pan coś więcej na temat swojej drugiej córki — wtrącił Colin.
McDowell wyglądał na szczerze zaskoczonego.
— Jakiej drugiej córki?
Teraz to porucznicy nie kryli zdziwienia. Catherina była przekonana, że osoba, którą wyszukała w Internecie posiadała ten sam adres zameldowania, co zmarła Andie.
— Rebekki McDowell.
— Nie znam żadnej Rebekki. Zbieżność nazwisk albo jakaś pomyłka.
Odwrócił się, po czym podszedł do fotela i usiadł na nim. Wyglądał, jakby kompletnie stracił zainteresowanie rozmową. Jeszcze przed kilkoma minutami sprawiał wrażenie zrozpaczonego i chętnego do pomocy, a teraz wpatrywał się w telewizor, jakby w ogóle nie zauważał obecności detektywów.
— Proszę nas nie lekceważyć i jeszcze raz odpowiedzieć na pytanie, kim jest dla państwa Rebecca. Z naszych informacji jednoznacznie wynika, że państwa córką. — Catia nie dawała za wygraną.
— Więc mają państwo złe informacje! — uniósł głos. — Żadna Rebecca nie była i nie będzie moją córką! Nie znam jej, dotarło?!
Porucznicy nie spodziewali się takiego ataku złości i zupełnie nie rozumieli, dlaczego to pytanie aż tak go zdenerwowało. Jedno było pewne — mężczyzna coś ukrywał.
— W takim razie chcielibyśmy porozmawiać z pańską żoną — odezwała się Catherina.
— A po co wam moja żona? Ja niewyraźnie mówię?
— Jej również musimy zadać kilka pytań.
— Nie ma mowy. Moja żona jest zmęczona, zrozpaczona i przybita śmiercią JEDYNEGO dziecka. Nie będzie z państwem rozmawiać!
— Wie pan, że my i tak dowiemy się prawdy? — zaśmiał się Colin. — A wtedy może pan mieć poważne problemy z tytułu utrudniania śledztwa i zatajania informacji, które mogą okazać się kluczowe dla dochodzenia.
— Straszy mnie pan? — uniósł się jeszcze bardziej, po czym spojrzał na porucznika ze złością. — We własnym domu mnie pan straszy?!
— Nie straszę pana, tylko uprzedzam.
— Więc proszę darować sobie takie teksty i opuścić moje mieszkanie.
— Jak pan sobie życzy. Tylko proszę mieć świadomość, że my i tak tutaj wrócimy.
— Wyjść! — krzyknął.
Porucznicy posłusznie odwrócili się i skierowali do wyjścia. Przed otworzeniem drzwi zerknęli jeszcze na korytarz, na którym stała wystraszona pani McDowell. Przez moment wymieniali spojrzenia, jednak kobieta bardzo szybko opuściła głowę, owinęła się szczelniej swetrem — jakby dawał jej poczucie bezpieczeństwa — po czym uciekła do pokoju.
Gdy byli już w samochodzie, Catherina zaczęła rozmowę.
— Mogliśmy go bardziej przycisnąć! Doskonale wie, kim jest ta Rebecca. Zresztą, jego żona również. Mam wrażenie, że się go boi.
— Co by nam to dało? Powiedzieliby nam tyle, ile chcieliby powiedzieć. A biorąc ich telefony na podsłuch i dając ogon, dowiemy się konkretów.
— To fakt — przyznała, po czym zamyśliła się na chwilę. — Ciekawa jestem, dlaczego tak usilnie ukrywają istnienie drugiego dziecka. Ojciec chyba nie myśli, że jego zapewnienia nas przekonają. Adres zameldowania Rebekki mówi sam za siebie. Ma nas za głupków?
— Albo się boi. Człowiek, który żyje w strachu, nie myśli sensownie...
— No tak, to możliwe.
— Przyznam, że jadąc do McDowellów, nie sądziłem, że ten wątek będzie w jakiś sposób dla nas istotny — zaśmiał się. — Ale skoro facet tak otwarcie kłamał, to może rzeczywiście warto się tego trzymać?
— Wiesz, co mnie zastanawia? W każdym domu na Forest Hill znaleźliśmy informatyczne książki, a teraz okazuje się, że siostra zmarłej dostała nagrodę Turinga. To nie może być przypadek... A co, jeśli domy na Forest Hill w gruncie rzeczy mają o wiele większy związek z ofiarami niż tylko to, że właśnie tam je zabito?
— Zjebaliśmy to — przyznał po zastanowieniu Colin. — Mogliśmy od razu zapytać McDowellów i tę wdowę czy zmarli albo ludzie z ich otoczenia mieli coś wspólnego z informatyką...
— Przestań, przecież nic na to nie wskazywało... Tylko te książki, które wcale nie musiały należeć do ofiar. I w sumie nadal nie wiemy, czy należą. — Skrzywiła się.
— Ta sprawa staje się coraz bardziej zagmatwana...
— A to dopiero początek! — zaśmiała się Catia.
— To może wrzucimy na luz dzisiaj w klubie? — zaproponował Colin.
Już od rana nosił się z zamiarem zaproszenia Catheriny na wspólne wyjście. Po wczorajszych wieczornych przemyśleniach doszedł do wniosku, że powinien wykorzystać jakoś nieobecność Jacoba i nacieszyć się obecnością przyjaciółki. Brakowało mu ich wspólnych wyjść i rozmów, które zawsze poprawiały mu samopoczucie. Czuł, że potrzebuje się wygadać, zrzucić ciężar ze swoich barków i odreagować ostatnie dni. Catherinie nie wstydził się mówić o swoich emocjach czy problemach, bo nigdy nie oceniała go z góry. Zawsze najpierw starała się zrozumieć, a właśnie tego potrzebował teraz najbardziej. W świetle takich argumentów problemy pieniężne musiały odejść na dalszy plan.
— W sumie to planowałam położyć się dzisiaj wcześniej...
— ... ale tobie nie odmówię — dokończył za nią Colin.
— No dobra — zaśmiała się. — Ale nie piję dużo, bo jutro trzeba wstać.
— A założysz tę piękną, czerwoną sukienkę? — poprosił.
Catia spuściła głowę, przymknęła oczy i z trudem opanowała jęk niezadowolenia.
Nie lubiła sukienek i musiała mieć wyjątkowo dobry humor, by chcieć je ubrać. Colin doskonale o tym wiedział, ale uwielbiał patrzeć na Catherinę w tak kobiecej wersji. Tym bardziej, że nieczęsto miał ku temu możliwość.
— Pomyślę — rzuciła tylko, ale Colin i tak uśmiechnął się z tryumfem.
— Koniec na dziś. Odwiozę cię, pojadę do siebie, a potem widzimy się w klubie.
— Colin... — westchnęła Catherina. — Nie musisz mnie ciągle odwozić. Przecież mogę bez problemu pojechać metrem. Nie mam daleko, a ty strasznie nadrabiasz drogę!
— Nie będziesz się tłukła metrem, skoro przyjeżdżam do pracy samochodem i mogę cię odwieźć.
— Ale nie mieszkamy koło siebie, a twój Charger wcale mało nie pali. Co innego, gdybyś pozwolił mi dokładać się do paliwa...
— No proszę cię! — przerwał. — Nie będę brał od ciebie pieniędzy!
— Ale ja nie chcę, żebyś był stratny...
— Nie jestem. Zyskuję kilka minut dłużej w towarzystwie swojej kumpeli — powiedział z powagą. 
Catherina uśmiechnęła się szeroko. Było jej miło, że Colin tak ceni jej obecność. 
Zgodnie z obietnicą, Bonnet odwiózł partnerkę pod wieżowiec, a potem pojechał do siebie. Wszedł do mieszkania, rzucił kluczyki na stół, a potem podszedł do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania. Wtedy do jego uszu dotarł dźwięk SMS-a. Wyciągnął telefon i odczytał.

Od: Alysson
Skoro tak bardzo brakuje Ci alkoholu to wpadnij do Kojota o 21. Będę z koleżanką. Przyda nam się męskie towarzystwo ;-)


Colin uśmiechnął się pod nosem i przeczesał włosy dłonią. 
Wysyłając rankiem pierwszego SMS-a do Alysson, nie spodziewał się, że już tego samego dnia padnie propozycja spotkania. I, co najważniejsze, nie z jego strony. A wystarczyło, by napisał, że ma ochotę na piwo... W gruncie rzeczy Colin z chęcią poszedłby do klubu Kojot, choćby z czystej ciekawości. Nie wiedział, czego może spodziewać się po tej znajomości, przez co jego zainteresowanie Alysson ciągle rosło. 
Stanął przed niełatwym wyborem — pójść na umówione spotkanie z Catheriną czy przystać na propozycję Salvatore. Wiedział, że przyjaciółka nie miałaby mu za złe, gdyby nagle przełożył ich wyjście na inny termin, ale szybko zrozumiał, że wcale nie chce tego robić. Nieznajoma mogła poczekać. Nie czuł konieczności, by zobaczyć ją już dziś, teraz, jak najszybciej. Za to na samą myśl o wieczorze z Catheriną ogarniało go przyjemne ciepło. 

Do: Alysson
Z chęcią bym Wam towarzyszył, ale mam dziś służbę. Mam nadzieję, że to nie jest ostatnia okazja, żeby napić się razem piwa? ;) 

— Spalisz się kiedyś w piekle za te kłamstwa — powiedział do siebie, po czym rzucił telefon na łóżko i podszedł do szafy.
Sam nie wiedział, dlaczego nie napisał prawdy. 


*    *   *

Tak mi przyszło do głowy... Czy jest jakiś aktor/piosenkarz/sportowiec... po prostu celebryta, którego wygląd przychodzi Wam na myśl, gdy czytacie o Longu? Jestem bardzo ciekawa jak go sobie wyobrażacie i czy jest to postać, która w jakimś stopniu zapada w pamięć ;)

Gorące podziękowania dla
Frixa i Katji!

10 komentarzy:

  1. Nie znoszę tego, że główni detektywi nad tą sprawą tak bardzo ignorują domysły i poszlaki, które znajduje zespół C&C. Nie wspominając już o podrzędnym myśleniu o kobietach przez jednego z nich. Rozumiem dlaczego pani detektyw tak bardzo nie lubi Longa i nie ukrywa tej antypatii do niego.

    Nie rozumiem dlaczego rodzina jej zabitej dziewczyny ukrywa informacje o istnieniu drugiej córki. Czyżby rodzinny dramat w tle? Ojciec tej dziewczyny jest naprawdę nieprzyjemny. I taki władczy wobec żony. To naprawdę śmierdzi.

    Colin naprawdę czuje sympatię do Catheriny nawet jeśli do końca przed sobą się nie przyznaje do tego. Ignoruje nawet tą nowo poznaną laskę dla pani detektyw. No pięknie. Dlaczego ona ma narzeczonego? C&C byliby naprawdę zgrana parą.

    Czekam na kolejny rozdział. Miłego odpoczynku. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Catherina ma narzeczonego, bo lubię mieszać. Gdybym połączyła C&C to nie miałabym takiej frajdy z pisania :D A tak to Coin się trochę pomęczy, Catherina niczego się nie domyśla i mamy wątek, który można jakoś ciekawie rozwinąć. No i mam nadzieję, że uda mi się go poprowadzić właśnie w taki sposób ;)

      Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie! ;*

      Usuń
  2. To już jest koniec...
    Nie ma już nic...
    No, trzeba czekać na nowy rozdział... Ja tylko powiem, że opowiadanie cholernie mnie wciągnęło - ale to już wiesz. Nie potrafię powiedzieć nic więcej, bo przecież już wszystko powiedziałam. Dlatego życzę ci weny, czasu i sprawnego kompa
    Pozdrawiam
    ROLAKA ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że tak Cię wciągnęło! ;) Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej! :D

      Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz ;*

      Usuń
  3. Tak, to już było, że sprawa drugiej córki budziła niechęć ze strony jej ojca. Coś na pewno musiała nawywijać. Zrobić coś, co im się nie podobało. Albo odejść bez słowa czy coś. Coś musiało być. A może do córka tylko matki z innym facetem i dlatego ojciec czuje do niej wrogość? No nie wiem. Ale jeszcze się dowiem. W końcu tyle rozdziałów, chociaż pewnie nie powiesz nam za wiele. Chociaż kto wie.
    Hm ja rozumiem, że Colin to facet i ogólnie lubi czerwień itd. ale jednak trochę niekumpelskie jest to, że sugeruje jej strój ;P. Nie wiem co Catia o tym myśli. Może nie zauważa?
    Co do Longa, to w sumie nie umiem go sobie wyobrazić jako kogoś, kto by przypominał kogoś bardziej znanego. Zapamiętam że jest wysoki. Nie wiedzieć czemu, przez tą buteleczkę perfum, kojarzy mi się, że chodzi elegancko ubrany :D.
    No powiem, że Colin nieźle wybrnął z tej sytuacji z Alysson. Nie mógł, ale wybrał inny termin. Czyli jest zainteresowany.

    Pozdrawiam,
    Shana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na początku na pewno wszystkiego nie wyjawię. Ale rozdziałów jest już coraz mniej, więc niedługo wszystko stanie się jasne ;-)
      Catia chyba nie ma nic przeciwko spełnieniu prośby kumpla. W końcu nic złego nie powiedział :D

      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  4. Cześć, przeczytałabym kolejne rozdziały, ale na razie koniec, trzeba zostawić sobie coś na później i zabrać za własne życie... ;-)
    Ogólnie jestem pod mega wrażeniem. Czytałam w tej zakładce, w której opisujesz siebie, że interesuje Cię kryminalistyka i te klimaty, ale wow! Dziewczyno! Miażdżysz system! Widać, że jesteś świetnie ogarnięta w temacie i znasz się na rzeczy.
    Co do ogólnej akcji, Twoje opowiadanie wciągnęło mnie do takiego stopnia, że zamiast zająć się innymi sprawami (pisanie magisterki na przykład), cały dzień siedzę przed lapkiem i czytam. Jak zaczynam nowy rozdział, to myślę: „Po tym koniec”, ale nie! Z mniejszymi lub większymi wyrzutami sumienia czytam kolejny!
    Wracając do poprzednich rozdziałów, polubiłam Jacoba, bo na samym początku, jak się pojawił, to jakoś mi nie podszedł, ale potem zmieniłam o nim zdanie. No i do tego jeszcze Bloom! Z tymi panami uderzasz jak na razie prosto w moje typy ;-) Co do związków głównych bohaterów, proszę, niech Colin nie będzie zarywał do Catheriny.
    Na koniec przedstawiam jeszcze moje podejrzenia. Wydaje mi się, że tym strasznym mordercą, który pozabijał ludzi w Forest Hill okaże się Tony Gradner. Znając mnie pewnie oczywiście źle mi się wydaje, ale to taka moja pierwsza myśl, jak okazało się, że to masowy mord, a nie pojedyncze zabójstwo…

    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leciałaś jak burza! Nie spodziewałam się, że tak szybko Ci to pójdzie, ale bardzo się cieszę. Bo to znaczy, że Cię wciągnęło, a przecież o to chodzi <3

      Jeśli chodzi o kryminalistykę, to ja bym mogła 24h/dobę czytać kryminały, oglądać takie seriale w tv itp. Uwielbiam ten tema i czasem żałuję, że nie poszłam w tym kierunku. No, ale już za późno xD Chociaż na blogu dam upust swojej wyobraźni :D I bardzo się cieszę, że wygląda to wiarygodnie. Staram się ;D
      Odciągam Cię od magisterki? Zła ja :D Haha, ale z doświadczenia (z pisania inżynierki) wiem, że wszystko staje się ważniejsze i ciekawsze, gdy mamy usiąść do pisania pracy xD

      Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz! ;*

      Usuń
  5. Przeczytałem sobie jeszcze jeden przed snem, bo nie mogłem zasnąć i mam nadzieję, że Ty mnie nie zawiedziesz i opowiadanie doprowadzisz do końca.
    Za dużo się w tym rozdziale nie zmieniło (chodzi mi o jego główny cel - pokazanie, że te dwie to były siostry, że rodzice wypierają się tego, że mieli drugą córkę). Nie będę więc komentował tego co już raz obszerniej skomentowałem. Odniosę się jednak do tego co powiedział Colin, że ludzie w strachu i stresie nie myślą racjonalnie. Zazwyczaj tak jest, ale od tej reguły są wyjątki. Są tacy ludzie i takie sytuacje stresujące czy pełne strachu, które pobudzają do myślenia, kombinowania i o dziwo bardzo logicznie się im to splata. Są po prostu osoby, które w silnym stresie działają całkiem nieźle, lepiej niż gdy jest spokojnie.
    Nadal nie lubię Colina za cechy, które sam posiadam (mniej lub bardziej uaktywnione) xD

    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się czasem zastanawiam, czy to byłoby możliwe, żeby przyjaźnić się ze swoim klonem. I zawsze dochodzę do wniosku, że nie, bo za bardzo wkurzałyby nas nasze własne wady. Może dlatego nie lubisz Colina (skoro podobno macie coś wspólnego)? :D

      Zrobię co w mojej mocy, żeby Cię nie zawieść ;-) Zresztą odpisałam na wsześniejsze komentarze i napisałam tam, co dalej z WiZ.

      Dziękuję, że mnie odwiedziłeś, przeczytałeś i skomentowałeś! ;) Ja też niebawem wpadnę do Ciebie, tylko uporam się z zaległościami u innych. Też wpadam do ludzi w kolejności alfabetycznej, a T jest daleko :<

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy