15 lutego 2018

WiZ cz. II - Rozdział 1


1

Na niskim pniu, będącym jedyną pozostałością po ostatniej wycince drzew, siedział wysoki mężczyzna z długimi włosami. W skupieniu i ciszy pozbywał się sęków i gałązek z trzymanego w rękach długiego kija. Pewnymi ruchami odcinał wszystko to, co nie było potrzebne, po czym dokładnie wygładzał drąg. Gdy kawałek drewna zaczął przypominać włócznię, zajął się ostrzeniem grotu i nadaniem mu odpowiedniego kształtu. Potem wystarczyło już tylko nadpalić końcówkę nad ogniem, ale tym zamierzał zająć się później.
Po wykonaniu dwóch takich sztuk wstał z miejsca, chwycił włócznie w dłoń i przez następne kilka minut przedzierał się między drzewami i mniejszą roślinnością porastającą las. Z niebywałą łatwością omijał przeszkody, które pojawiały się na jego drodze, jakby na pamięć znał ich rozmieszczenie. Wojskowe ubranie pozwalało mu dobrze wtopić się w otoczenie, a pokaźny wzrost nie przeszkadzał w zwinnym poruszaniu się między gałęziami.
Gdy dotarł na niewielką łąkę w kształcie okręgu, dokładnie się po niej rozejrzał.
W samym centrum stała stara, drewniana chatka pokryta strzechą. Przez otwarte okno widać było stół przystrojony bukietem lawendy i ciemne, dębowe krzesła. Mimo wiekowości budynku nadal wyglądał na zadbany i z pewnością przez kogoś zamieszkiwany.
Obok chaty stała starodawna studnia z korbą oraz wiadra — niektóre puste, inne do połowy pełne. Jedno z nich znajdowało się również przy pokaźnym palenisku usytuowanym zaraz przed domem. Ze spalonych gałęzi unosił się dymek, a otoczka wykonana z kamieni osłaniała przed niepożądanym rozprzestrzenieniem się ognia.
Po szybkiej analizie terytorium mężczyzna stwierdził, że w ciągu kilku godzin jego nieobecności nic się nie zmieniło. Wobec tego ze spokojem usiadł na szerokim pniu i zajął się ostrzeniem swojego ulubionego noża.
— To się chyba nigdy nie skończy! — Usłyszał warknięcie i dopiero wtedy otrząsnął się z zamyślenia.
Niska, puszysta kobieta w kwiecistej spódnicy i chuście na głowie pojawiła się jakby znikąd. Mężczyzna był już przyzwyczajony, że jego towarzyszka lubiła znikać niepostrzeżenie, a potem wracać w najmniej oczekiwanym momencie, jednak tym razem z trudem ukrył zdziwienie. Stała zaledwie jard od niego, a w rękach trzymała stare, żelazne potrzaski na zwierzęta. Nie rozumiał, jakim cudem jej nie usłyszał.
— Gdzie to znalazłaś?
— Milę stąd. Ludzie to potwory — stwierdziła, po czym rzuciła żelastwo koło schodów.
Łomot starego metalu na moment zaburzył leśną ciszę, a wystraszone ptaki poszybowały z dala od chaty.
— Nigdy tego nie zrozumiem! — kontynuowała ze złością. — Ludzie mają dostęp do wszystkiego, co chcą. Tworzą rzeźnie, hodują zwierzęta, mogą kupić w supermarketach najróżniejsze mięsa i wyroby, a i tak wchodzą do lasu i zastawiają te pieprzone wnyki! Wytłumacz mi to, bo nie rozumiem… Czemu ludziom jest ciągle mało? Czemu muszą czuć, że są panami świata i wszystkiego, co się rusza? Czemu nie wystarcza im to, że nie muszą chodzić głodni i wyciągają łapska dosłownie po wszystko?! Czemu nie mogą dać spokoju chociaż zwierzętom w lesie?!
Mężczyzna wzruszył ramionami.
— Ludzie od zawsze polowali…
— A czemu polowali? — zapytała retorycznie. — Bo nie mieli co jeść. Chodzili walczyć i stawali ze zwierzętami jak równy z równym. Nie mieli pistoletów, strzelb i nie wiadomo czego jeszcze. To była prawdziwa walka, bo nie było wiadomo, kto wygra. Poza tym nie robili tego dla fanaberii, a dlatego, by utrzymać przy życiu siebie i swoje rodziny. A teraz co? Co wspólnego ma polowanie z rozłożeniem wnyków w lesie? To ma być to ludzkie męstwo i odwaga? To ma być ta nasza drapieżność, którą sobie ciągle wmawiamy?!
— Ludzie już dawno przestali być drapieżnikami — przyznał mężczyzna, uważnie przyglądając się ostrzu swojego noża. — Teraz każdy idzie tylko na łatwiznę.
— Więc ja tych skurwysynów oduczę łatwizny — warknęła staruszka, zaciskając mocno pięści. — Niech mi któryś jeszcze raz wnyki rozłoży, to go żywcem poćwiartuję! Ze skóry obedrę i wyrzucę przed lasem, żeby inni wiedzieli, co ich czeka, jak tu wejdą!
— Ze mną też to zrobisz, jak przyniosę ci na obiad królika?
Kobieta przewróciła wymownie oczami.
— Jeśli zabijanie zacznie ci sprawiać frajdę, to tak.
Mężczyzna nie odpowiedział. Wbił wzrok w ziemię, nie zauważając nawet, że zielarka odeszła. Mimowolnie przed jego oczami stanęły obrazy wojenne i ludzie, których zabił bez zastanowienia tylko dlatego, że taki miał rozkaz. Nie w każdej sytuacji musiał nacisnąć spust, a jednak to robił. Zaczął się zastanawiać, czy to już frajda, o której mówiła Hebe.

*

Chatka zielarki nie była duża, gdyż mieściła zaledwie dwa pomieszczenia: spiżarnię oraz kuchnię, w której znajdowała się również prowizoryczna, wysłużona leżanka. Dom zbudowany został w całości z drewna, dzięki któremu wnętrze pachniało lasem mimo upływu lat. Na ścianach wisiały kępy najrozmaitszych ziół i to właśnie one stanowiły dla Hebe największą wartość.
Każdego dnia przemierzała pobliskie tereny w poszukiwaniu roślin, których nie posiadała jeszcze w swojej kolekcji, lub tych, których potrzebowała do sporządzania naparów. Wszystkie zdobycze starannie suszyła bądź sadziła w doniczkach, które potem lądowały na kuchennym parapecie. Żadne ziele nie stanowiło dla niej tajemnicy, każde potrafiła dokładnie opisać i wydobyć z niego gamę przeróżnych właściwości. Dzięki nim mogła zarówno mocno zaszkodzić, jak i pomóc, przez co żołnierz niejednokrotnie nazywał ją w myślach znachorką.
Gdy wszedł do domu, towarzyszka stała obok niewielkiego, żeliwnego kotła i mieszała w nim nowy napar. Intensywny, ziołowy zapach unosił się w powietrzu, powodując u mężczyzny lekkie zawroty głowy.
— To cząber — wyjaśniła. — Za chwilę się przyzwyczaisz. Dobrze zabija bakterie.
— Drewno nam się kończy — zmienił temat. — Idę uzupełnić zapasy. Potrzebujesz czegoś z lasu?
— Lawendę, jeśli znajdziesz.
Mężczyzna odruchowo spojrzał na stolik, na którym stał ogromny bukiet stworzony właśnie z tej rośliny.
— Po co? Przecież masz jej mnóstwo.
— Lawendy nigdy dość.
Nie drążył tematu. Wyszedł z domu, wziął siekierę i zniknął między drzewami. Przedzierał się przez bujnie zarośnięty las, słuchając śpiewu ptaków. Trel roznosił się echem po całym lesie, zostając co chwilę przyozdabianym o kolejne dźwięki. Zwierzęta zaciekle walczyły o dominację, wznosząc swoje głosy na wyżyny możliwości. Przekrzykiwały się, zmieniały siedziska, fruwały z jednych drzew na drugie. Wywoływały gwar i rwetes, nie pozwalając, by w lesie zapanowała cisza.
Po kilku minutach żołnierz doszedł na miejsce. Położył worek na ziemi, chwycił w ręce siekierę i zaczął uderzać nią w niezbyt grube drzewo. Nie była to łatwa praca, ale lubił ją. Wysiłek fizyczny pozwalał mu odreagować, zmęczyć się i nie myśleć. Poza tym pomagał w ten sposób Hebe, przez co zyskał powód, by wstawać z łóżka każdego dnia.
Nie ociągał się i z całą siłą uderzał o drzewo. W poprzednim życiu ogromną wagę przykładał do swojego wyglądu. Regularnie ćwiczył, przestrzegał diety, podnosił ciężary, uprawiał boks. Świadczyła o tym imponująca sylwetka i pokaźne mięśnie. Dzięki temu teraz było mu łatwiej.
Nie minęło wiele czasu, a drzewo upadło na ziemię. Wtedy żołnierz przystąpił do rozdzielania go na mniejsze części i wkładania do worka. Pracował przy akompaniamencie leśnych ptaków i szumu liści. Kiedyś brakowało mu gwaru ulicy, towarzystwa ludzi i miejskiego szumu. Odgłosy wydawane przez przyrodę nie umiały mu tego zastąpić. Teraz było inaczej. Bo teraz wszystko już było inaczej.
Nagle przestał uderzać. Wydawało mu się, że usłyszał trzask łamanej pod nogami gałęzi. To nie musiało być nic dziwnego — zwierzę albo człowiek, który przyszedł na spacer czy grzyby — ale żołnierz musiał uważać. Położył siekierę na ziemi, a z kieszeni wyjął broń. Odbezpieczył ją najciszej, jak potrafił, i zaczął ostrożnie przesuwać się w kierunku, z którego prawdopodobnie dobiegł go głos. Nie był pewny, czy idzie w dobrą stronę — leśne echo mogło go zmylić — ale tak podpowiadała mu intuicja. Przeszedł kilka jardów, cały czas rozglądając się dookoła, ale nic podejrzanego nie dostrzegł. To wcale go nie uspokoiło. Zaczął się obracać i wtedy kątem oka zobaczył postać stojącą tuż za nim. Natychmiast uniósł broń i wycelował.
— Hebe, oszalałaś?! — prawie krzyknął, widząc, z kim ma do czynienia. — Mogłem cię zabić!
— To bym nie żyła — odparła, wzruszając ramionami.
Wyglądała na rozbawioną.
— Bardzo śmieszne… — burknął pod nosem, po czym zabezpieczył broń, schował ją do kieszeni i ruszył w stronę powalonego drzewa.
— Nie możesz celować do wszystkiego, co się rusza. To normalne, że po lesie ktoś chodzi, że coś tu żyje. A gdyby zamiast mnie był ktoś obcy, to co byś zrobił? Zastrzelił go tylko dlatego, że cię zobaczył?
Mężczyzna nie zamierzał odpowiadać. Zaczął rąbać drzewo, jakby w ogóle nie słyszał pytań zielarki. Jednak ona nie ustępowała.
— Jesteśmy w lesie. W zwykłym lesie. Nikt cię tu nie znajdzie, nie musisz być czujny dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Usłyszała tylko ciche prychnięcie.
— Jesteś tu bezpieczny!
Żołnierz milczał, zajęty pracą. Dopiero po chwili odrzucił siekierę i, kucając, spojrzał na zielarkę.
— Wyjaśnij mi jedną rzecz. Szkoliłem się w wojsku, pół życia spędziłem na wojnach. Nie tu, to tam. Stawałem oko w oko z najgorszymi zbrodniarzami i mordercami, śledziłem ich, tropiłem, musiałem mieć oczy dookoła głowy. Wychodziłem cało z różnych opresji, często tylko cudem. I jakoś dawałem radę. A teraz jestem w lesie i nie potrafię dostrzec między drzewami staruszki w kolorowej chustce. Jak to jest, że zawsze mnie zaskakujesz? Jak to robisz?
Rozłożyła ręce w geście bezradności i uśmiechnęła się do mężczyzny.
— Mieszkam tu trzydzieści lat. Trzydzieści lat sama z drzewami. Kto najlepiej zna skrytki w swoim domu, jak nie gospodarz?
Żołnierz pokręcił głową i wrócił do pracy. Dla niego sprawa była jasna — tracił czujność. Skoro nawet staruszka potrafiła zrobić mu takie niespodzianki, to w walce z kimś groźniejszym nie miałby szans. Czuł, że spadł już na samo dno. Kiedyś wszyscy zazdrościli mu siły, sprytu. Był dobrym wojownikiem, cholernie dobrym. Teraz stracił nawet to.
— Przyszłam, żeby przynieść ci obiad. — Położyła metalowy garnuszek z upieczoną nogą zająca na ziemi obok żołnierza. — Niedługo lunie, zbieraj się stąd powoli.
Potem odwróciła się i odeszła w stronę chaty. Nie usłyszała odpowiedzi. Towarzyszył jej tylko dźwięk siekiery z agresją uderzanej o pień. A potem i on zniknął, zastąpiony przez odgłos kropel rozbijających się o zielone korony drzew.

*

Ciąg przeróżnych znaków i cyfr widocznych na ekranie monitora doprowadzał mężczyznę do szału. Już od kilku godzin szukał błędów w tworzonym przez siebie programie, a brak jakichkolwiek postępów wywoływał w nim ogromną złość. Nie potrafił się skupić, a trzy wypite piwa dodatkowo pogarszały jego koncentrację. Wobec tego z hukiem odstawił laptopa na fotel, wyciągnął nogi na stoliku i włączył telewizor. Mało ambitny serial pozwolił mu choć na chwilę zapomnieć o nadal niewykonanym zadaniu i pewnej naganie od szefa.
— Ogarnij się! — wrzasnęła Alysson, wchodząc do pokoju. — Nie widzisz, że sprzątam?
— No i?
— No i gówno.
Z impetem zrzuciła nogi brata ze stolika, po czym zaczęła ścierać kurze z mebli. Mangus wyglądał na mocno rozbawionego jej zachowaniem.
— Co ty taka wkurzona ostatnio? — zapytał.
Założył ręce za swoją łysą głowę i rozłożył się wygodnie na kanapie.
— Nie interesuj się.
— Czyżby nowy kochaś puścił cię kantem? — zaśmiał się.
— Odpieprz się.
Rzuciła ścierkę na meble i wyszła z salonu. Była zdenerwowana, a kpiące uwagi brata jeszcze bardziej wyprowadzały ją z równowagi. Usiadła na fotelu w swoim pokoju, wyciągnęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Przeklęła głośno, widząc, że nie ma żadnych nieodebranych połączeń lub wiadomości. Znowu.
Szalała z niepokoju. Zastanawiała się, dlaczego jej kontakt z Colinem tak nagle się urwał. Od dwóch tygodni bez rezultatów starała się z nim połączyć, jednak najpierw w ogóle nie odbierał telefonu, a potem go wyłączył. Rozważała, czy podczas ich ostatniego spotkania zrobiła coś nieodpowiedniego i czy mogła jakoś zniechęcić do siebie porucznika, ale nie sądziła, by z tego powodu zaczął ją ignorować.
Mimo iż ich znajomość nie trwała długo, Alysson zdążyła bardzo przywiązać się do Colina. Był inny niż większość mężczyzn, z którymi miała styczność. Niczego nie ukrywał, nie zamierzał mącić jej w głowie i nie udawał kogoś, kim nie jest. Nie prawił komplementów tylko po to, by zaciągnąć ją do łóżka. Sądziła, że złapali dobry kontakt, a ich znajomość ma szansę się jakoś rozwinąć.
Po śmierci Dana potrzebowała silnego męskiego ramienia, ale do tej pory nikt nie był w stanie spełnić jej wymagań. W Colinie nie widziała przyszłego męża czy partnera, ale przyjaciela, który będzie w stanie dać jej ciepło i poczucie wartości, za którym tęskniła. A czasem też seks. Zdążyła poznać go na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie przerwałby kontaktu bez żadnego powodu i wyjaśnienia. A przynajmniej tak jej się wydawało. Do tej pory odpowiadał na każdą wiadomość, oddzwaniał na każde nieodebrane połączenie, choć czasem robił to po znacznym upływie czasu. Teraz było inaczej, teraz coś się zmieniło, a Alysson nie mogła pozbyć się wrażenia, że Colin wpadł w kłopoty.
I nie potrafiła przestać o tym myśleć.

___________________________

Wróciłam! I nie wierzę, że minęło aż tyle czasu ;O
Nie będę rozpisywać... Chcę tylko podziękować wszystkim, którzy tu nadal są, bo wiem, że jest kilka osób, które nadal czekają na rozdziały. Nie zawiodę! ;)


Chciałam też podziękować Condawiramurs i Frixowi, którzy cały czas motywują mnie do pisania! ;*


14 komentarzy:

  1. Wiesz, co myślę o rozdziale. Uważam, że piszesz teraz na b. wysokim poziomie, masz dobre pomysły i sądzę, że gdy napiszesz całość, powinnaś spróbować to wydać. Bardzo się cieszę, że mogę betować tak dobry tekst. A jeszcze bardziej, że wróciłas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem i nie spodziewałam się tylu komplementów <3 Zaraz odpiszę na maila.
      Ja też się cieszę, że wróciłam. Jeszcze nie na dobre, jeszcze nie regularnie, ale powoli do przodu. Dziękuję! ;*

      Usuń
  2. Nie wiem co się stało, ale mój komputer chyba zabawił się moim kosztem i sobie otworzył Twój rozdział w czymś a' la pdf. I komentarz muszę pisać od nowa :(.
    Fajnie że do nas wróciłaś :). Chociaż muszę przyznać, że musiałam się cofnąć do poprzednich rozdziałów, bo nie wiedziałam już, którą mamy wersję.
    Las do nieograniczona, wolna przestrzeń, więc podziwiam Hebe, że przyrównała go jak do domu. W końcu dom jest jednak mniejszy i mniej nieprzewidywalnych gości. Jednak nie wiem czy ona po prostu chce go uspokoić czy faktycznie będzie umiała dać bezpieczeństwo w jej przestrzeni? Przecież już wkrótce dowie się, że nawet w lesie będzie niebezpiecznie. Przynajmniej później. Chociaż nawet na co dzień bywa. Mamę kolegi zaatakowali w lesie, ale zdołała się wyswobodzić i uciec. A może po prostu chce dodać otuchy Danowi.
    Co do programowania, to należałoby do niego wrócić ;D. A co do kodu to jak ktoś inny na niego spojrzy to łatwiej wychwyci błąd, ale podejrzewam, ze Alysson raczej nie zna się na tym. Fajnie, że przewiduje taką możliwość, że jednak Colinowi się coś stało, a nie uważa że na pewno nie odpisuje bo coś tam i należałoby mu zrobić awanturę. Może w tej wersji będzie bardziej sympatyczna i ludzka? Chociaż chyba lepiej jeśli są też ci "źli" bohaterowie.

    Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłaś nick? O.o

      Usuń
    2. Ja sama też się muszę czasem wracać do poprzednich rozdziałów, bo sama się gubię, co jest w tej wersji xD Za dużo ich było. Ale mam nadzieję, że ta już będzie ostateczna.

      Ło, Alysson na pewno nie wychwyciłaby błędu brata. Ona się na tym nie zna:D Ale fakt, że taka konsultacja czasem naprawdę może pomóc.
      W tej wersji Alysson na pewno nie będzie tak przekoloryzowana jak wcześniej. Będzie miała wyrazisty charakterek, ale nie będzie taka jednowymiarowa. Przynajmniej taki mam zamiar.

      Też mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybciej. Nawet jestem pewna, że tak będzie! Na pewno nie będę czekać rok na jego publikację :D

      Dziękuję, że wpadłaś! ;**

      Tak, zmieniłam nick:D

      Usuń
  3. Cześć!!!! XD
    Jak tylko ogarnęłam się z Twoimi komentarzami u mnie od razu wpadłam do Ciebie! O jejku! Nareszcie! Byłam mega ciekawa, co napisałaś i co się wydarzy! Mimo, że było oczywiste, że na samym początku nie wyjaśni się wszystko, to, co stało się z Catheriną i Colinem, nie mogłam się już doczekać kontynuacji!
    Obstawiam, pewnie źle jak zwykle, że ten żołnierz to Dan i gdzieś tam pewnie mają w tym domku Catherinę... No i mam oczywiście nadzieję, że Colin nie odzywa się do Alysson dlatego, że zepsuł mu się telefon, a nie dlatego, że nie żyje! Proszę Cię, nie bądź jak George R.R. Martin i nie uśmiercaj ulubionych postaci czytelników! :-)

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! Życzę też dużo weny twórczej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ;* Bardzo dziękuję, że wpadłaś ;*
      Oczywiście nie mogę zdradzić czy masz rację, czy nie bo zepsułabym całą zabawę :D Powiem tylko tyle, że trochę minie zanim to wszystko się wyjaśni :D

      Usuń
  4. Dziękuję za odwiedziny u mnie i przypomnienie o nowym rozdziale.

    Motyw zielarki i byłego żołnierza, żyjących w głębi lasu bardzo mi się podobał. Przez chwilę pomyślałam, że druga część opowiadania nie będzie ciągłością pierwszej części.

    Ale gdy tylko pojawiła się Alysson wiedziałam, że zaczynam ciąg dalszy rozwiązywania tej skomplikowanej sprawy.

    Jak zawsze chcę więcej i więcej od Ciebie.
    Pozdrawiam, Lena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie ciągłością I cześci, ale zanim wszystko się zacznie ze sobą wiązać, to minie jeszcze trochę czasu :D

      Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie! ;*

      Usuń
  5. Cześć, jakiś czas temu weszłam na Twój blog, żeby w końcu (po takim czasie) odpowiedzieć na Twój komentarz, ale zobaczyłam, że pojawił się pierwszy rozdział drugiej części. Bardzo się ucieszyłam, ale z powodu braku czasu zostawiłam go sobie do przeczytania na później, gdy będę miała nieco więcej czasu. To „później” nieco się przeciągnęło i jestem dopiero teraz. Będziesz się chyba musiała przyzwyczaić do tego, że pojawiam się i znikam, ale najważniejsze, że bez względu na czas, zawsze z sentymentem powracam :)

    To już chyba będzie trzecia wersja tej części opowiadania (dobrze liczę?) i mam nadzieję, że nie będę ze sobą plątała tych dwóch pozostałych, bo coś tam na pewno z nich w głowie mi zostało. Przeczytałam sobie jeszcze raz te zmiany, które wprowadziłaś w pierwszej części, żeby się nie plątać w wydarzeniach i dzięki temu nieco odświeżyłam sobie fabułę opowiadania. Przeczytałam też na wszelki wypadek ostatni rozdział pierwszej części, po pierwsze, by zrobić sobie ciągłość opowiadania, a po drugie chciałam sprawdzić, czy tym razem przypadkiem nie oszczędziłaś Colina. Żałuję, że i tym razem zakończenie pierwszej części nie okazało się szczęśliwsze, mimo to bardzo intryguje mnie Jacob i „druga organizacja”. Nie mogę doczekać się rozwinięcia tego wątku.

    Wracając jednak do bieżącego rozdziału… Druga część rozpoczyna się spokojnie, poznajemy (po raz kolejny, ale w nowej odsłonie) Dana i Hebe. Jestem niesamowicie ciekawa, jak ta dwójka, tak całkiem odmiennych od siebie osób mogła jakoś na siebie „wpaść” i nawiązać nić porozumienia do tego spotkania, że żyją wspólnie niczym dobrzy znajomi, albo jak rodzina :) Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

    Mam jeszcze pytanie, ponieważ przez pewien okres czasu mnie tutaj nie było. Na pasku obok postępów w pisaniu obecnego opowiadania pojawiło się „Donnan”. Czy to będzie kolejne opowiadanie, które zamierzasz publikować? :)

    Zapomniałabym dodać, że niesamowicie podoba mi się Twój obecny szablon na blogu. Jest taki czytelny i minimalistyczny, czyli taki jak lubię najbardziej :)

    Nie wiem, czy w odpowiedzi na mój komentarz pod poprzednim rozdziałem nie odnosiłaś się przypadkiem do kwestii mojego pisania. Co do mojej osoby - miałam ogromną przerwę w pisaniu. Staram się powoli wrócić, ale jakoś kulawo to wychodzi, poza tym mam trudność z pomysłem na jakąkolwiek fabułę i mam wrażenie, że chyba już po prostu jestem na to za stara. Nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze coś publikowała. Na pewno jednak nie zamierzam rezygnować całkowicie ze świata blogów (strasznie go lubię) i póki co będę do Ciebie wpadać. Mam nadzieję, że okaże się, że będzie to częściej niż rzadziej :)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pojawiam się i znikam, a w ostatnim czasie zdecydowanie częściej "znikam" xD Dlatego rozumiem też Ciebie i bardzo się cieszę, że mimo rzadkiej obecności na blogspocie nadal ze mną jesteś ;* I oczywiście trzymam kciuki, żebyś coś jeszcze opublikowała. Nawet jeśli nie tę starą historię, to jakąś nową. Ale oczywiście nic na siłę ;-)

      Powiem Ci szczerze, że nawet mnie się czasem mylą te wszystkie wersje. I masz rację, były trzy. Ale z perspektywy czasu widzę, że gdybym nie przeprowadziła tych przeróbek, to teraz na pewno nie kontynuowałabym WiZ. Po prostu by się nie dało :D Jakby coś Ci się kiedyś myliło, to pytaj, służę pomocą ;D

      Też polubiłam minimalistyczne szablony;D Przynajmniej człowieka oczy nie bolą xD Ale muszę poszukać innego nagłówka, bo ta zima tu nie pasuje xD Ale to kiedyś. Na razie mi się podoba tak jak jest <3

      Co do Donnana, fakt, mam pomysł na nowe opowiadanie. Ale n razie jakoś nie mam czasu ani ochoty, żeby je pisać. Początkowo miało być tak, że robię sobie przerwę od WiZ, publikuję nowe opowiadanie, a potem wracam do WiZ, ale z tego zrezygnowałam, bo złapałam pomysł na WiZ. Także Donnan jest w planach, ale na kiedyś ;-)

      Bardzo dziękuję za to, że wpadłaś, przeczytałaś i skomentowałaś! ;* Od razu mam więcej motywacji, jak wiem, że są tu osoby, które czekają na kolejny post ;)

      Usuń
  6. Podoba mi się ten szablon. Jest taki schludny, chociaż nie wiem, czy wilk i ta biel oddaje klimat historii. Nie narzekam oczywiście, bo tekst zawsze ważniejszy niż obraz.

    Co do samego rozdziału, to po takiej przerwie czuję się, jakbym czytała to wszystko pierwszy raz... chociaż pewnie w dużej mierze to był pierwszy raz, bo sporo zmieniłaś. Natomiast tak w oderwaniu od oczekiwań i porównań - podobało mi się. Zwłaszcza ten początek, chodzenie po lesie i przemowa o polowaniu, ludzkiej zachłanności.

    Nie mam w sumie jakoś wiele do napisania, żeby się nie powtarzać, ale przeczytałam i mam nadzieję, że wkrótce doczekam kolejnego rozdziału.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Co prawda spóźniona, ale jestem! Wybacz tak długą zwłokę, ale kilka spraw na uczelni muszę rozwiązać, jednak znalazłam chwilę, żeby wreszcie tu wpaść. :D
    Niezmiernie się cieszę, że zaczynasz znowu publikować, kochana! Nie traciłam nadziei i wiedziałam, iż wrócisz do dalszego pisania na bloga, choć nie byłam pewna, kiedy to nastąpi. ;p
    Niestety za nadrabianie poprzedniej części muszę zabrać się później... W każdym razie ten rozdział jest naprawdę spokojny (nie licząc tego, że Dan celował bronią do staruszki xd). Od pierwszej wersji WiZ zastanawia mnie postać Hebe. Zawsze przedstawiona jest tajemniczo, jedynie wiemy, że jest zielarką, mieszka w lesie i świetnie się w nim orientuje. Nic więcej, ale to tylko rozbudza naszą ciekawość. Mam nadzieję, że zostanie odsłonięty rąbek tajemnicy i dowiemy się, czemu właściwie mieszka w lesie, jej przeszłość.
    To dopiero początek, jeszcze nie ma "rzezi" tych całych "dragonów" (wybacz, ale tak przywykłam do tej nazwy, że będę jej używać). Jestem ciekawa jak to będzie wyglądać i czy przedstawisz ją z perspektywy Dana, a może zwykłych przechodniów lub kogoś innego? A może tylko zostanie o tym napomknięte? Skoro tutaj mają zajść duże zmiany, wszystko może się zdarzyć. Zastanawia mnie również, czy Dan wyruszy po chłopca... Czy spotka Robertę i pozostałych... Moja główka już tworzy różne scenariusze.
    Zastanawia mnie też ta nowa organizacja (tak, bazuję na ten moment na poście wyjaśniającym zmiany, dopiero później będę opierać się na całości rozdziałów jak nadrobię). Zakładam, że dowodzi nią Sojusznik, a Arthur jest jego wtyką w departamencie. Oczywiście cieszy mnie fakt, że Jacob zgodził się przyłączyć do tej organizacji i postanawia odnaleźć C&C. Przynajmniej już tak nie zniknie, jak w poprzednich wersjach (mam taką nadzieję). Hmm, aż mi to przypomina serial "Pretty Little Liars", gdzie były dwa teamy - jeden noszący czarne kaptury chcący zaszkodzić kłamczuchom, a drugi noszący czerwone płaszcze, który je chroni! xD
    Liczę, że mój Colin żyje! On ma być w jednym kawałku i tyle! Jejku, a jeśli to tylko przykrywka i tak naprawdę postanowił przyłączyć się do "dragonów"? Albo jest ich więźniem?!
    Aly i Mangus na ten moment niczego nie są świadomi, ale ich sielanka zaraz może się skończyć i wzajemne dogryzanie sobie nawzajem nie będzie ich najgorszym zmartwieniem. A może właśnie Alysson pójdzie szukać Colina? Nie wiem jak, ale cóż. xD Ciekawe czy Dan po nich przyjdzie... Ba, też pytanie, nie zostawiłby ich, nie może!
    Jak to się mówi, na tą chwilę jest "cisza przed burzą". Poznajemy tylko pobieżnie dwoje mieszkańców lasu, choć imienia żołnierza nie znamy, stali czytelnicy wiedzą, kim on jest. :P Nie zauważyłam tutaj również wspominki, że w chacie jest jeszcze jedna osoba, która leży na łóżku, więc mogę domniemać, że i w tej wersji tak jest, choć to już tylko domysły, a nie fakty. :D
    Cóż mogę powiedzieć? Jestem zadowolona, że wreszcie mogę przeczytać kolejny rozdział spod twojego pióra, a raczej klawiatury. Chociaż z drugiej strony chcę więcej, na ten moment moja żądza krwi i mordu jest niezaspokojona (a raczej wartkiej akcji). Czekam na nią i dalszy rozwój wydarzeń.
    Morza weny twórczej, chęci i czasu do pisania, kochana! <3
    Pozdrawiam cieplutko,
    Lex May

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. :)
    W końcu znalazłam chwilę, żeby zapoznać się z ciągiem dalszym opowiadania. Przyznam szczerze, że nieco już zdążyłam zapomnieć (tak to jest, gdy ma się pamięć dobrą a krótką), ale chyba domyślam się, kim może być żołnierz. Nie będę się jednak zdradzać z podejrzeniami, bo przeważnie są one chybione. :D
    Postać zielarki wydaje się całkiem interesująca, mam nadzieję, że jeszcze się pojawi.
    O, w drugiej części pojawiają się już bardziej znani bohaterowie. ;) Cały czas mam nadzieję, że Colin jednak się odezwie, choć, umówmy się, zakończenie poprzedniej części raczej nie pozostawia złudzeń. Ale zobaczymy.
    Zauważyłam jeden błąd: Mimo wiekowości budynku nadal wyglądał (...) - budynek.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział, mam nadzieję, że pojawi się już niedługo, bo już chwila od publikacji ostatniego już minęła.

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy