6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 5(1)

5


Sala, w której urzędował koroner, składała się w większości z szuflad chłodniczych osadzonych w równych rzędach, jedna koło drugiej. Wyglądały identycznie — szaro i ponuro — a całe pomieszczenie było nienaturalnie jednolite. 
Catherina nigdy nie czuła się w nim dobrze, czego nie można było powiedzieć o Colinie. Na początku ich znajomości nie rozumiała, czemu na samą wzmiankę o Zakładzie Medycyny Sądowej na jego twarzy pojawia się uśmiech. Dziwiło ją, że można patrzeć na martwe ciało z taką ciekawością i fascynacją. Wszystko stało się jasne, gdy pewnego dnia wyznał, że przed pójściem do szkoły policyjnej myślał nad rozpoczęciem studiów na kierunku medycyny sądowej. Wtedy pojęła, dlaczego tak dobrze rozumiał się z lekarzami i czemu większość trudnych terminów oraz znaczeń była mu bardzo dobrze znana. 
 — O! Miło zobaczyć w końcu kogoś żywego w tym trupim przybytku niedoli! — przywitał ich Luis. 
Bonnet zaśmiał się głośno, a Catia prychnęła pod nosem. 
— Właśnie przed chwilą zakończyłem sekcję jednej denatki — kontynuował. — Lubię to słowo… Fajne takie, nie? Denatka. — Zamyślił się na moment. — Dobra, to co? Najpierw Mary.
— Mary?
Catherina zdziwiła się. Znali tylko tożsamości Annie, Michaela i Sophie, a reszty nie ustalili. Żadnej Mary.
Luis wzruszył ramionami. 
— Tak ją sobie nazwałem.
— A można wiedzieć czemu?
— Poznałem kiedyś pewną Mary, miała okropną wątrobę. Chlała na umór, więc miała pełno żółtych plam. Ty, Bonnet, też będziesz taką miał! No i ta tutaj też od używek nie stroniła. Spójrzcie... — nakazał, a porucznicy ostrożnie zbliżyli się do koronera. — Co za tłuścioch!
— Przecież jest szczupła... — zauważyła Catherina.
— Panienka jest szczupła, ale ma tłustą wątrobę, dziecko. Poza tym jej trzustka zmalała i stwardniała. Musiała chlać długo i dużo. Ciemne plamy na płucach i zbrązowiałe węzły chłonne, więc papierosków też sobie nie odmawiała. Lekkie zapalenie żył głębokich, czyli dużo czasu spędzała w pozycji siedzącej. A jest szczupła tylko dlatego, że miała nadczynność tarczycy. I albo o tym nie wiedziała, albo miała serdecznie gdzieś, bo w ogóle nie zważała na to, co jadła. Taka młoda, a taka bezmyślna. — Pokręcił głową z dezaprobatą.
— Skąd taki wniosek? — zapytał zaciekawiony Colin. 
— Sprawdziłem zawartość jej żołądka i jestem zdruzgotany!
— Dobra, a masz coś, co mogłoby nas bardziej zainteresować? — kontynuował porucznik. — Fakt, że paliła i chlała, niewiele nam daje.
— Zmarła wskutek wykrwawienia, co chyba nie jest żadnym zaskoczeniem, skoro ktoś zmasakrował jej gardło. Nie znalazłem żadnych śladów walki ani gwałtu. Ma tylko zasinienia na nadgarstkach powstałe od liny, więc musiała zostać związana przed śmiercią, nie po. To dość logiczne. No i w sumie to by było chyba tyle ciekawostek na temat... — Zatrzymał się na moment, by zerknąć na tabliczkę przyczepioną do jej stopy. — ...denat nieznany. No, czyli Mary. Przykro mi, że nie przynoszę druzgocących rewelacji, ale to nie moja wina, że jej śmierć była tak banalnie prosta. Ale! O ile mnie pamięć nie myli, w domu jednej z kobiet znaleźliście resztki jajecznicy, prawda?
— Tak — odparli razem.
— No to muszę was zmartwić, ale u żadnej kobiety nie znalazłem jajecznicy w żołądku. Jakieś makarony, sosy, mięso — tak. Jajek nie.
— No to kto ją zjadł? — zapytał cicho Colin.
— A to już jest wasza sprawa, ja swoją robotę odjebałem perfekcyjnie.
Teraz to Catia się zaśmiała.
— Dobra, to dzięki. Jak będziesz coś jeszcze miał, to dzwoń — kontynuował Bonnet.
— Ma się rozumieć.
Wzięli akta, po czym ruszyli w stronę parkingu. 
Wyjątkowo to Catia zajęła miejsce kierowcy. Zazwyczaj prowadził Colin, gdyż na miejscu pasażera zawsze czuł się koszmarnie. Nie lubił patrzeć, jak ktoś prowadzi samochód po swojemu i wedle własnych przyzwyczajeń, dlatego partnerka zazwyczaj ustępowała i potulnie oddawała kierownicę. Był jej za to bardzo wdzięczny. Dziś po prostu wszedł do samochodu, oparł łokieć o drzwi i czekał, aż Catherina ruszy.
Nim to zrobiła, spojrzała na Colina z rozbawieniem. Wyglądał jak siedem nieszczęść. 
— Musiałeś nieźle wczoraj popić, skoro dajesz mi prowadzić — stwierdziła, włączając się do ruchu.
— Daj spokój… — westchnął. — Zaraz umrę. 
Była w stanie mu w to uwierzyć.
— O której wróciłeś?
— Koło drugiej.
Schylił się, chcąc wymacać na dywaniku butelkę z wodą. Uśmiechnął się, gdy poczuł ją pod dłonią i ochoczo upił sporą ilość.
— Uu… ktoś tu ma kaca… — zaśmiała się porucznik.
— Kaca to ja będę miał za cztery godziny — stwierdził tonem męczennika. — Teraz jestem po prostu pijany. 
Catherina westchnęła ciężko.
— Jak cię Martinez zobaczy…
— Nie zobaczy. Teraz jedziemy do tej wdowy, potem na lunch, więc zdążę wytrzeźwieć. 
— Chciałam cię dziś wyciągnąć do klubu, ale pewnie masz dość picia na miesiąc… 
Colin zamilkł i przez chwilę analizował tę propozycję w głowie. Wiedział, że będąc z Catią z pewnością wypije mniej niż podczas samotnych imprez. Nie będzie stawiał drinków — Morgan sobie tego nie życzyła — więc zapłaci tylko za swoje zachcianki. A te mógł przecież ograniczyć. Jednak z drugiej strony, jego portfel i tak świecił już pustkami. Kolejna impreza kompletnie by go dobiła, nawet jeśli wydałby na nią mniej niż zwykle. Chciał pójść, ale sam już nie wiedział, co zrobić.
Szybko zerknął na telefon i sprawdził datę. Wypłata dopiero za kilka dni, a trzeba jeszcze zatankować Dodge’a... 
— Nie, Cati. Ja dzisiaj odpadam… Muszę się w końcu wyspać.
— No trudno… — odparła. — Innym razem. 
Żałowała, że znowu nic nie wyszło z ich spotkania, ale nie zamierzała naciskać. Przynajmniej wiedziała już, co czuł Colin, gdy to ona mu odmawiała.


Rozmowa z Jessicą Brum była trudna, tym bardziej iż kobieta dwa dni temu dowiedziała się, że jest w ciąży. Zamiast upragnionego powrotu męża i ojca swojego dziecka, dostała informację, że Michael nie żyje i został zamordowany w miejscu, w którym w ogóle nie powinno go być. 
I znowu to Catherina i Colin byli tymi, którzy przynosili najgorsze wieści.
Mimo emocji i płaczu, które targały Jessicą, zdołała zeznać, że mąż był szefem w firmie zajmującej się marketingiem i sprzedażą, mógł mieć wrogów, ale ona nic nie wiedziała na ten temat. Czasem w niedzielne popołudnia wychodził z kolegą — szefem innej firmy — na piwo bądź bilard, a jego nazwisko podała bez zająknięcia. Ogólnie Michael Brum był człowiekiem spokojnym, sympatycznym, kiedyś ją zdradził, ale mu to wybaczyła. Tworzyli zgodne małżeństwo, a mężczyzna nigdy nie wspominał jej o czymś takim jak Forest Hill.
Zeznania kobiety nie wniosły wiele do sprawy. Śledczy liczyli, że pracownicy firmy zamordowanego będą w stanie powiedzieć coś więcej, jednak z tą rozmową musieli poczekać do jutra. Dzisiaj biuro nie pracowało.
CC wrócili do departamentu i od razu skierowali się do gabinetu Coopera i Longa. David siedział przy biurku wpatrzony w komputer, a James rozmawiał przez telefon i wyglądał na bardzo znudzonego.
— Jest mi obojętnie. Zrób, jak chcesz.... — mówił, przewracając oczami i ze zniecierpliwieniem przecierając czoło. — No to skoro zielony nie pasuje ci do zasłon, to kupimy taką farbę, żeby pasowało. Jaki problem? Zobacz w katalogu internetowym, jakie mają kolory, i po sprawie. Jutro mam wolne, to pojedziemy kupić.
Porucznicy usiedli, czekając, aż James skończy rozmawiać. Long, który był kawalerem, nie ukrywał szczerego rozbawienia małżeńską pogawędką.
— Oni tak od dziesięciu minut — szepnął do nowo przybyłych. 
Colin odwzajemnił uśmiech, a Catherina pomyślała, że zachowują się jak dzieci.
— Rany boskie, powiedziałem ci już, żebyś robiła, jak uważasz! Ja się na tym wszystkim nie znam! Chciałaś pomarańczowe zasłony, więc je kupiłem. Dobieraj sobie teraz farbę według uznania. Ja ci coś zasugeruję, a potem będziesz jęczeć, że ci się nie podoba. Tak, właśnie tak, umywam ręce. Poza tym w pracy jestem, nie mogę gadać. Nie, nie wykręcam się. Wieczorem pogadamy.
Rozłączył się i rzucił telefon na biurko.
— Cholera jasna — powiedział wyraźnie zdenerwowany. — Co za Wietnam!
Porucznicy zaśmiali się, jak zawsze, gdy słyszeli to powiedzonko. Nikt nie wiedział, w jaki sposób powstało, jednak przez lata służby stało się znakiem rozpoznawczym Coopera. Używał go zawsze do opisu sytuacji beznadziejnej, bałaganu lub nawału pracy.
— Co tym razem? — zapytał Long.
— Malowanie chce robić, bo kolor ścian się szanownej pani znudził. I ujebane są podobno. Więc zaczyna się dylemat, jaką farbę kupić, żeby pasowała do nowych szklaneczek i zasłonek. Zielona nie, bo źle współgra z meblami, żółta nie, bo nie mamy takich dodatków, biała nie, bo za zwykła. A jak kupimy taką, to znowu dywan źle współgra, a jak inną, to pasowałoby dokupić nową komodę, bo widziała fajną w jakimś sklepie. Nie może się zdecydować, jęczy o tym już od miesiąca, ale to wszystko i tak moja wina. Bo niby pomocny nie jestem! A jak się wtrącę i wyrażę swoje zdanie, to mi powie, żebym się przymknął, bo się nie znam. No i weź tu zrozum...
Westchnął.
— A kto ci się kazał żenić? — kontynuował David.
James machnął ręką.
— My z Bonnetem mieszkamy sami i co, źle nam? Źle ci, Bonnet?
— Nie narzekam — zaśmiał się Colin.
— Ano właśnie. Zapamiętaj, że najlepsza kobieta to taka, która przychodzi w nocy, a rano znika. I tyle w temacie.
— Pieprzony szowinista! — oburzyła się Catherina. 
Szybko przypomniała sobie, dlaczego jakiś czas temu nadała Longowi ksywę Gbur. Uważała, że ma chore podejście do kwestii damsko-męskich, a kobiety traktuje jak maszynki do seksu. Nie patrzył na to, co mówił i przy kim, w ogóle nie przejmując się uczuciami innych ludzi. I nigdy nie widziała, by kiedykolwiek było mu z jakiegokolwiek powodu przykro.
— Morgan… — powiedział Gbur, kierując w jej stronę wskazujący palec. — Zważaj na słowa.
— I wzajemnie!
— Dobra, skończcie — wtrącił James Cooper. — Pogadajmy o sprawie.
— Ustaliliście coś? — dodał Colin. — Bo my nie mamy nic ciekawego.
— Cały dzień staramy się namierzyć tego Jose Muñeza, ale facet zapadł się pod ziemię. Miał kiedyś pootwierane jakieś zagraniczne konta, ale wszystkie są już zamknięte i niczego się nie dowiedzieliśmy. Nasi komputerowcy ciągle szperają, szukają czegoś, ale szkoda gadać. Poza tym nie ma jeszcze wyników badań ofiar, żadnych analiz i porównań — wyjaśniał Cooper. — Wszystko stoi. Jeden wielki młyn.
— Wietnam — sprecyzowała ze śmiechem Catia. 
— Nie do końca, bo jest jednak coś, co wiemy o Muñezie — dodał. — Dwa miesiące temu zarejestrował na siebie nowe Camaro. Mamy jego blachy, ale drogówka nadal go nie namierzyła. A tak w ogóle, mamy dla was robotę. Trzeba jechać do tego świadka z Forest Hill. Raina, czy jak mu tam. Facet do tej pory nie przyszedł złożyć oficjalnych zeznań. W sumie średnio interesuje mnie jego gadanie, ale musimy zebrać odciski palców.
— A ja jestem ciekawy, co teraz powie — stwierdził David. — Z chęcią bardziej bym go przycisnął. Jakoś średnio mnie przekonuje ta wymówka z gasnącym autem i szukaniem pomocy na osiedlu, którego prawie nie widać z drogi.
— Tobie nigdy nie padł akumulator? — zapytała Catia. 
— Może i padł, ale nie na osiedlu pełnym trupów. I przede wszystkim sam się potem nie naładował.
— Może po prostu marny z niego mechanik i tak naprawdę sam nie wiedział, co się stało?
— Serio, nie czujesz, że to śmierdzi?
Nikt nie mówił, że będzie pachniało — zacytowała ironicznie jego własne słowa. 
Long prychnął pod nosem, a Colin i James z trudem powstrzymali śmiech. Obaj poczuli, że ta współpraca może nie być łatwa.
— Dobra, chodź, kocie — powiedział Colin do partnerki. — Sprowadźmy tu tego wirtuoza motoryzacji. Z chęcią go w tym temacie przetrzepię.

*

Podróż pod dom świadka zajęła im niecałą godzinę. Albert mieszkał na niewielkim osiedlu domków jednorodzinnych, w dzielnicy, która nie słynęła z bogactwa i spokoju. Było to w większości skupisko ludzi biednych, którzy trudnili się pracami za najniższe stawki, byleby tylko mieć za co wypełnić lodówkę i zapłacić za czynsz. Takie dzielnice wypełniały znaczną część obrzeży miasta, jednak mało kto o nich mówił. 
Media i gubernator rozsławiali Silent Glade jako miejsce pełne uroku, radości i świetnej zabawy, zupełnie nie wspominając o drugiej stronie medalu. Pokazywano tylko te tereny, którymi można się było chwalić, resztę spychając w odmęty zapomnienia. Jakby mało interesował ich fakt, że obok niewątpliwych nierobów, degeneratów i kryminalistów żyli tam też ludzie, którzy zrobiliby wszystko, by polepszyć swój byt, ale potrzebowali do tego choć minimalnej pomocy. A tę rzadko kiedy dostawali.
Śledczy zaparkowali samochód przy domu świadka, po czym ostrożnie weszli na posesję. Zachowywali nadzwyczajną uwagę i czujność, gdyż zdawali sobie sprawę, że na tego typu terenach obecność policji jest wyjątkowo niepożądana. Choć nie przyjechali radiowozem, a samochodem nieoznakowanym, i nie byli ubrani w mundury, kamizelki kuloodporne zdradzały ich profesję. Doświadczenie i opowieści kolegów z branży nauczyły ich, że jadąc na takie osiedla muszą mieć oczy i uszy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. 
Gdy śledczy stanęli przed bramą prowadzącą na posesję Raina, zauważyli, że elewację jego chaty stanowił stary, sypiący się tynk, a wysłużony dach już z daleka prosił o remont. Dom nie prezentował się zbyt zachęcająco, a podwórko było wyraźnie zaniedbane i nieplewione od dawna. 
Porucznicy nie kryli zaskoczenia tym widokiem. Pamiętali, że auto Alberta nie należało do najtańszych, a nazwy drogich marek aż biły z jego ubrań. Zaczęli się zastanawiać, dlaczego świadek potrafił zadbać o siebie, ale o dom już nie.
Zapukali kilkukrotnie do drzwi, ale nikt nie podszedł, by je otworzyć. Nacisnęli na klamkę i poczuli opór. Stali przed nimi chwilę, po czym postanowili rozejrzeć się po podwórzu. Catherina obeszła dom dookoła, początkowo nie dostrzegając tam nic ciekawego. Dopiero po chwili zobaczyła, że firanka w jednym z okien jest do połowy odsłonięta, i postanowiła to wykorzystać. Włożyła czubek buta w wyżłobienie w elewacji, podciągnęła się i spojrzała przez szybę. 
Nie była w stanie dostrzec zbyt wiele, jednak jeden obraz od razu wpadł jej w oczy. Oblał ją zimny pot i zaklęła pod nosem.
— Colin! — zawołała.
— No? — odkrzyknął z daleka.
— Wyważaj!
Nie musiała powtarzać dwa razy. Usłyszała trzask, a potem wołanie partnera.
— Chodź!
Minęli jedne drzwi, potem drugie, po czym dotarli do niewielkiego saloniku. A tam zobaczyli poszukiwanego mężczyznę zwisającego pod sufitem z grubym sznurem zawieszonym na szyi. Na podłodze obok niego leżał przewrócony stołek, a na stole — butelka alkoholu i kilka petów w popielniczce. Rain patrzył na poruczników otwartymi oczami, przez co nie śpieszyli się z podejściem i odcięciem liny.
Albert już nie żył. I wszystko wskazywało na to, że popełnił samobójstwo.

*

Technicy przyjechali po godzinie. Zabezpieczali ślady, rozglądali się gruntownie po każdym pomieszczeniu i przeglądali rzeczy osobiste Raina. Musieli dokładnie zbadać wszystkie okoliczności tej śmierci i ustalić, czy osoby trzecie nie brały udziału w zdarzeniu. 
W tym czasie Catia i Colin siedzieli na zewnątrz na schodach i przypominali sobie o szczegółach z ich pierwszego spotkania. Pamiętali, że składając zeznania, mężczyzna był okropnie zdenerwowany. Wyglądał na wystraszonego i głęboko dotkniętego widokiem trupa, a oni nie mogli pozbyć się wrażenia, że nie zareagowali tak, jak powinni. Nie przyjrzeli mu się dokładnie, nie zbadali, czy jego stan związany jest z przykrym znaleziskiem, czy może chodzi o coś więcej. 
— Daliśmy dupy, Catia — powiedział Colin. 
— A co mieliśmy zrobić? Skąd mogliśmy wiedzieć, że ten facet ma ze sobą jakiś problem?
— Przecież to było widać…
— Tylko że to nie była nasza sprawa.
— A jeśli wiedział o czymś ważnym? Może zobaczył coś na miejscu zbrodni i to nie dawało mu spokoju?
— A co on mógł zobaczyć kilka dni po morderstwie? — prychnęła.
— A może to wcale nie było samobójstwo?
Catherina dokładnie mu się przyjrzała. Wyglądał na przygnębionego, a ona doskonale wiedziała, co było tego powodem. Widok wisielców zawsze wywoływał w nim bolesne wspomnienia i nie umiał wtedy udawać, że wszystko jest w porządku.
Chodząc do szkoły policyjnej, Colin nawiązał znajomość z niejakim Markiem Johnsonem. Obaj mężczyźni byli uważani za przystojnych, ciekawych i rozrywkowych. Mieli podobne poczucie humoru oraz taki sam pociąg do imprezowania z pięknymi kobietami.
Po ukończeniu szkoły przez jakiś czas pracowali razem w departamencie w Silent Glade, jednak jeszcze przed pojawieniem się Catheriny Marc odszedł do Nowego Jorku w stanie New Jersey. Zmusiły go do tego cięcia etatów i poznanie pewnej kobiety. Piękna Brazylijka zawróciła mu w głowie do tego stopnia, że porzucił rozwiązłe życie i zajął się tworzeniem rodziny. Wziął ślub, na którym Colin pojawił się w towarzystwie Catheriny.
Potem ich kontakt został znacznie ograniczony. Zaczęli zajmować się własnymi życiami, pracą i obowiązkami, a Marc bardzo szybko zadbał o powiększenie rodziny. I to nie byle jakie, gdyż po roku od ślubu żona urodziła mu trojaczki.
Kilka lat temu Johnson wpadł na trop ciekawej sprawy. Zbierał dowody, przesłuchiwał świadków, prowadził śledztwo według norm i odgórnych wytycznych i pozornie nic nie zwiastowało tragedii. Dopiero po czasie odkrył, że sprawa posiadała drugie dno, byli w nią zamieszani najbogatsi ludzie stanu, którzy za wszelką cenę pragnęli pozostać anonimowi. Dokopał się zbyt głęboko, a policyjna dociekliwość nie pozwalała mu przestać. Zatracił się, zaczęły się bolesne i głośne awantury z żoną, zaniedbywanie rodziny i sięganie do kieliszka. Colin nie był w stanie mu pomóc, choć chciał i niejednokrotnie usiłował to zrobić.
Z wesołego, pogodnego faceta Marc stał się wrakiem, który pewnego dnia po prostu nie wytrzymał. Powiesił się we własnym gabinecie, a martwe ciało znalazła żona.
Bonnet bardzo mocno przeżył jego śmierć. Wtedy też cały czas pytał: a może to nie było samobójstwo?, jednak nie znalazł żadnych dowodów na potwierdzenie tej hipotezy.
— Nie myśl tyle… — poprosiła Catia, szturchając przyjaciela w ramię. 
Coli uśmiechnął się pod nosem, ale nie odpowiedział. Wtedy kobieta przysunęła się bliżej i położyła głowę na jego ramieniu. Chciała, żeby wiedział, że go wspiera i rozumie, skąd wziął się ten zły humor. Takie gesty często zastępowały im słowa. 
— Chodźmy pomóc technikom — powiedział po chwili i pocałował przyjaciółkę w czubek głowy. 
Cieszył się, że ją ma. Dzięki temu szybciej radził sobie z niektórymi sprawami.



Uwielbiam to, że Gina Carano i Cam Gigandet zagrali razem w filmie. Dzięki temu mam gif z moim wyobrażeniem Catii i Colina :D


Ogromne podziękowania dla
Frixa i Katji!

19 komentarzy:

  1. Tajemnicze samobójstwo Alberta, jedynego świadka = wiadomość dla Colina.
    Rozmowy Catii z Colinem są najlepsze, a do tego ten gif. Szkoda, że nie mogą wrócić do siebie, bo są parą idealna :)
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spoileruj, hah! ;D
      W tej wersji nie było nic o związku C&C;)

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  2. Czytałam jak zaczarowana i po lekturze czuję niedosyt. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że Ci się podobało! Następny już niedługo ;)
      Dziękuję za komentarz i przeczytanie ;*

      Usuń
  3. Ja ostatnio cieszyłem się, że Amaia Salamanca zagrała nie tylko u boku przystojniaków z zarostem, a też z takim typowym, zwyczajnym, nieszczególnie przystojnym chłopakiem, który idealnie mi się wpasował w wyobrażenie Tomasza Bordycha. Tak więc rozumiem radość i to uwielbienie.
    Przeczytałem te dwie ostatnie części, ale skomentuję jutro, po pracy, bo mam przeklętą nockę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje jutro trwało aż prawie sześć dni, ale liczę na to, że ty nie będziesz mi miała tego za złe.
      Co do rozdziałów przeczytanych, to żałuję, że nie komentowałem od razu, bo potem zwykle mam problem, by zebrać myśli i przypomnieć sobie co w tym wszystkim było najistotniejsze.
      Muszę cię pochwalić za wady bohaterów, są widoczne, takie naturalne, pasujące do nich, aczkolwiek zauważyłem, że obrałaś sobie Colina jako takiego kozła ofiarnego, a Cath ciągle oszczędzasz.
      Czekam na rozwinięcie się relacji... albo raczej przedstawienie tej rozwiniętej relacji, jaka jest między Catherine a Smithem (uwielbiam to nazwisko, nawet w polskiej wersji Szmit).
      Rodzice denatki (faktycznie ładna nazwa, taka zgrabniuśka) coś ukrywają i z tego co pamiętałem, to chodziło o dzieci ich drugiej córki, a konkretniej to o relacje z tą córką, która zawsze chciała więcej, mierzyła wyżej, oni nie mieli na jej ambicje kasy, ani nie okazywali jej zrozumienia. Ona w końcu porzuciła męża i dzieci, tak? Dobrze mi świta?
      Wisielec co samoczynnie naprawił auto powietrzem... akumulator... też coś, każdy kit dobry, ale że akurat oni się dali na to nabrać. Czasami coś najbardziej oczywistego jest najtrudniej dostrzec, pewnie dlatego od razu go nie zatrzymali i nie wnikali w to jak on dojedzie zepsutym samochodem do niby ciężarnej i niby żony.

      Pozdrawiam i serdecznie zapraszam:
      „Nie jesteś sama” – publikacja nowego rozdziału następuje w każdy poniedziałek

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nikt z nowych czytelników nie przeczyta Twojego komentarza, bo jest jednym wielkim spoilerem;D Ale tak, dobrze Ci świta ;)

      W tym fragmencie z akumulatorem nie było powiedziane na 100%, że akumulator padł, tylko że Rainowi się tak wydawało. A samochody czasem gasną, nie chcą odpalić, a za moment robią to już bez problemu. Znawcą nie jestem, ale byłam świadkiem takich sytuacji, więc ją tu dodałam :D C&C nie zwrócili na to większej uwagi, bo pewnie uznali, że Rain po prostu sam nie wiedział, co się stało z jego samochodem. Albo po prostu to przeoczyli. Interpretację zostawię czytelnikowi :D

      Masz rację, że wady Colina są o wiele bardziej widoczne niż Catherinie. W sumie chyba do tej pory wad Catii jeszcze nie było xD W każdym razie mam na to pewien pomysł ;)
      I oczywiscie nie mam Ci za złe, że przybyłeś teraz, a nie tydzień temu. Żadna różnica, ważne, że przybyłeś ;)

      Ja na razie robię sobie detoks od blogów i od jakiegoś czasu nic nigdzie nie czytałam. Na Twoje opowiadanie też wpadnę pewnie dopiero za jakiś czas. Ale wpadnę ;)

      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
    3. Jezu! Przepraszam za ten spojler.
      Moją interpretacją jest, że przeoczyli, nie dopytywali, zajęli się czymś innym oraz to, że zwykle najciemniej jest pod latarnią.
      Rozumiem, że i na Cath przyjdzie kolej. Poczekam na jej wady! Szczerze już się nie mogę tego doczekać. Za Colinem nie do końca przepadam, ale jej nie lubię, więc będę po niej jeździł jak rolnik ciągnikiem po polu xD
      Tu nie chodzi o to, że przybyłem po tygodniu czy np że przybyłbym po miesiącu, ale chyba muszą zacząć unikać pisania "wrócę wieczorem" czy "wrócę jutro", bo potem mi coś zawsze jak na złość wypada i nie dotrzymuję terminu, a nie lubię składać obietnic bez pokrycia. Głównie za to niedotrzymanie słowa przepraszałem.
      Ja chyba nie umiałbym być na detoksie. Póki co pojawiam się u każdego pokolei, potem jakaś drobna przerwa, by zastanowić się, które opowiadanie publikować jako kolejne.
      Co do "Pauliny", to opowiadanie ma tak krótkie, jednowątkowe rozdziały, że myślę, iż nawet jeśli ktoś wpadnie pod sam koniec na nie, to jak będzie miał czas, takie dwie godzinki wolnego i ochotę, to zapoznałby się z całym opowiadaniem. Ta opowieść jest bardziej taka... do rozpisania się.
      Pozdrawiam i w takim razie "do zobaczenia".

      Usuń
    4. Ja już dawno przestałam pisać, że "wpadnę dzisiaj" albo coś w tym stylu, bo nigdy się do tego nie stosowałam. Niby miałam zamiar, a wychodziło inaczej.
      Też myślałam kiedyś, że nie umiałabym być na detoksie, a teraz jakoś... powoli zmieniam zdanie xD Może dlatego, że pochłania mnie masa innych rzeczy.

      Przyznam, że jestem mega ciekawa, czy zdołasz kiedyś polubić Catię xD

      Usuń
    5. Ja zawsze oceniam postacie, tak jak oceniałbym ludzi w życiu prywatnym. Patrzę na nich jak na żywe osoby, które mógłbym gdzieś tam spotkać. Z Colinem jest jedynie taki problem, że nie widziałbym w nim przyjaciela. Po latach podwórkowego życia unikam takich przyjaciół jak on. Wolę obracać się w gronie ludzi pewnych, takich stabilnych, dorosłych, dojrzałych, odpowiedzialnych, bo nie ma co ukrywać, że nawet gdy nie chcemy i nie jesteśmy szczególnie wpływowi, to wszyscy mają na nas jakiś wpływ. Zbyt dużo takich Colinów zmieniłoby mnie na gorsze. Może nie szedłbym się upijać co dnia, ale już częściej bym zaglądał do kieliszka niż aktualnie, bo przyjacielowi głupio byłoby mi odmówić pójścia na piwo, gdyby chciał pogadać, a widać, że Colin często sięga po takie wyjścia. Jednak już takiego kumpla, nieco dalszego niż przyjaciel mógłbym mieć. Byłoby to na zasadzie odzywania się do siebie raz na dłuższy okres czasu, by sprawdzić co u którego słychać i jeśli byłbym kawalerem, to mógłbym z takim powyrywać panienki czy skorzystać z jakieś płatnej miłości w luksusowym burdelu ;-)
      Z Cath problem jest większy, bo ona nie jest ani typem kobiety, w której widziałbym kumpla/kumpelę. Czegoś jej po prostu brak, bym ja umiał z nią swobodnie dyskutować. Brakłoby nam porozumienia dusz i poglądów całkowicie. Czułbym się przez nią oceniany, odnoszę wrażenie, że ona sama patrzy na ludzi z góry, uważając się przy tym za najmądrzejszą i najmniej omylną. Widzi swoje błędy, ale uważa, że ona ma do nich prawo i na swoje postępowanie zawsze widzi usprawiedliwienie, innych natomiast ocenia krytycznie, nie zastanawiając się nad powodami, które mogłyby być usprawiedliwieniem. Cath w tym wszystkim nie jest też typem panienki, która by mnie w jakiś sposób jako mężczyznę pociągała i sprawiała, że chciałbym ją poznać bliżej, choćby iść z nią do łóżka. Ona mnie zupełnie nie fascynuje. Przeciwnie jest z Aly, ta ma w sobie jakąś tajemnicę, jest pociągająca, kobieca, nieco dziwkarska i nieodpowiedzialna, ale o ile takie cechy mogą przeszkadzać mi u mężczyzn, to o dziwo u kobiet mnie ciekawi ich powód, jakieś podłoże, fundamenty takich zachowań. Być może u niej jest to poszukiwanie miłości, choćby przez akt fizyczny. Nie wiem czy dobrze pamiętam, bo nie mam pewności, ale chyba ona wychowywała się w domu dziecka albo w jakieś patologicznej, biednej rodzinie, nie? Jeśli tak to systematycznie wzbudza litość i gdzieś tam mam nadzieję, że trafi na porządnego gościa co się nią zaopiekuje, nauczy kochać, nauczy lojalności, zrozumienia. Nawet mógłby być równie skomplikowany co ona i mogli by siebie nauczyć tego nawzajem, nawzajem sobie pomóc, być lekiem na swoje rany. Może dlatego widziałbym ją w parze z Colinem, ale to byłoby trudne i od obydwóch wymagało zaangażowania i mocnego uczucia, gdzie nie spoczęliby na laurach i fajerwerkach w łóżku, ale chcieli to uczucie umacniać, poznawać się nawzajem, usiłowali się przede wszystkim rozumieć.
      No i się, kurwa, rozpisałem. Wzięło mnie ostatnio na jakieś analizy zachowań bohaterów xD

      Usuń
    6. "No i się, kurwa, rozpisałem" - nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to ;D

      Analizy Alysson i Colina, które tutaj przedstawiłeś, to coś pod czym mogę się podpisać nogami i rękami. Jeśli chodzi o Aly, to nie będę wchodzić w szczegóły, żeby nikomu nic nie zaspoilerować. Natomiast Colin... To jest dobry kumpel dla takich jak on - kawalerów, którzy podchodzą do życia na luzie. I gdzieś tam już napomknęłam, że zaczyna denerwować go to, że Catherina się trochę wyłamuje z tego schematu ciągłego łażenia na piwo. Bo u niej od jakiegoś czasu piwo z kumplem zamienia się na wieczór z narzeczonym, a Colin jeszcze do tego nie dorósł. Także myślę, że dla niektórych taki kumpel byłby idealny, ale dla innych - tak jak mówisz - dobry na spotkania raz na jakiś czasu.
      To, że Caterina nie pociąga jest dla mnie zrozumiałe. Nie przedstawiam jej kobieco, chociaż w tej wersji jest i tak lepiej niż w poprzedniej. Tutaj pojawia się fragment, w którym kokietuje Jacoba, jest wspomnienie, że ubrała się do pracy tak, że Colin i Long od razu zwrócili na to uwagę. Może to nie jest dużo, ale zawsze coś. A Catherina od początku była w mojej głowie taka... chłopska. I o tym też coś za jakiś czas napiszę. A czy ocenia ludzi z góry? Możliwe, chociaż nie wiem po jakim fragmencie (z tych 5-ciu rozdziałów) można by tak wnioskować. Ale to by się zaliczało do wad, więc chyba się nawet z tego cieszę xD Aczkolwiek za jakiś czas pokażę, że jej stosunek jest zupełnie inny dla bliskich, a inny dla nieznajomych. I wtedy pojęcie "oceniania z góry" przyjmie nieco inn wymiar. No, ale nie będę się rozgadywać. Dużo bym chciała przedstawić, a jak wyjdzie - zobaczymy ;)

      Usuń
    7. Opowiadanie jest wielowątkowe i wielobohaterowe, więc myślę, że przedstawienie wszystkiego tak jak się wyobraża będzie trudne. Trudniejsze niż w przypadku romansów typu Gray i Ana, bo tam dwie postacie na krzyż, cztery poboczne, mniejsze pole do popisu, ale o ile prościej xD
      Nawet jeśli Cath kokietuje, to nie jest to coś co by mnie ruszyło. Chodzi mi o to, że ona mnie nie pociąga, nie fascynuje, więc nie zwracałbym uwagi na jej takie łaszenie się.
      Zgodzę się jednak z tym, że inaczej patrzymy na bliskich, inaczej na obcych, a inaczej na wrogów, nawet jeśli oceniamy tę samą cechę. Widzę to sam po sobie, bo np to co skrytykowałbym u innych kobiet, u własnej żony potrafię usprawiedliwić. Myślę, że w drugą stronę działa to tak samo. Nawet ostatnio marudziła o jakimś mężu koleżanki co regularnie zagląda do kieliszka, czasami znika, bo niby praca. Gdy takie coś dotyczy mnie, ona nawet nie używa "niby praca", wierzy, że w niej jestem. Być może takie coś wynika z kwestii jakiegoś zaufania, wiedzy, którą się miało przed rozpoczęciem wspólnego życia, jakieś relacji, znajomości tej osoby, którą się ocenia. Szczerze, to sam nie wiem z czego się taka różnica bierze, ale ciekaw jestem jak ty to przedstawisz.

      Usuń
    8. Szczerze? Nie oglądałam i nie czytałam Grey'a. I jakoś mnie do tego nie ciągnie. Słysząc od "kolegów" z pracy (nie wiem czy mogę tak to ująć, bo to mężczyźni dwa razy starsi ode mnie xD), że to "pornol dla bab" i widząc te wszystkie mało zachęcające (jak dla mnie) zwiastuny, jakoś odechciało mi się zagłębiać w tę historię.

      Zamierzam pokazać, że nawet jeśli Caterina ocenia innych z góry, to dla najbliższych osób jest o wiele mniej krytyczna. W sumie to śmiać mi się chce, bo napisałeś w komentarzu o "ocenianiu z góry", a ja chwilę wcześniej opublikowałam rozdział, w którym takie sformułowanie się pięknie pojawia :D Także mam nadzieję, że jest szansa, że wreszcie chociaż w pewnym stopniu się (z)rozumiemy. W sensie, że może myślimy trochę podobnie.

      A jeśli chodzi chodzi o te sytuacje, które przytoczyłeś, to myślę, że to wszystko wynika z tego, ile znamy tę drugą osobę, ile o niej wiemy i jakie mamy z nią stosunki. Bo całkowicie inaczej oceniamy obcych, a inaczej bliskich. Bliskim wierzymy (albo chcemy wierzyć) w to co mówią, obcych traktujemy z pewną rezerwą. Ja też swojemu chłopakowi wierzę we wszystko, co mówi, nawet jak jest 200km ode mnie. A jakbym usłyszała o jakiejś innej parze żyjącej na odległość to nie miałabym problemu z pomyśleniem, że mogą się oszukiwać, zdradzać czy tym podobne. Ale to całkiem normalne, tak sądzę ;) zresztą, co to za miłość czy przyjaźń bez zaufania.

      Usuń
    9. Pisząc o Greyu nie do końca miałem na myśli konkretnie tę książkę czy ten film. Przytoczyłem ten przykład, bo jest najbardziej znany. Równie dobrze mógłbym przytoczyć Zmierzch, bo tam też były tylko dwie główne postacie i dalekie, bardzo dalekie tło. O nie! Były trzy, pominąłem Jacoba. No ale i tak, trzy, a trzydzieści, to czuć różnice.

      Usuń
    10. Ale ja się do przykładu nie odniosę, bo nie oglądałam/ czytałam;D Aczkolwiek domyslam się, że zbyt wielu wątków tam nie było.

      Usuń
  4. Cóż mogę napisać? Jest świetnie, a że mam kolejne rozdziały do przeczytania, to czytam dalej ;)
    Oj, zasypię cię dzisiaj komentarzami. Ale już mam ochotę ukatrupić za to, że trzeba będzie czekać na kolejne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebawem pojawią się nowe;) Ostatnio ciężko idzie mi poprawianie, ale nadejdzie czas, że zasypię rozdziałami:D
      Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz! ;*

      Usuń
  5. Jestem z tych osób, co jednak mimo swojego spokojności, lubią się pokłócić :D. Także jak najbardziej rozumiem, że Catia nie stoi spokojnie i nie przysłuchuje się tym wrednym opiniom Gbura. Muszą ze sobą pracować, więc i współpracować. Ale że główną władzę sprawuje kto inny, więc jednak muszą się dogadywać, aby żadnemu z nich się nie oberwało, bo i nie działają sami.
    Cóż na razie coraz więcej ofiar, a wciąż mało rzeczy zaczepienia. I nie wiadomo jak to ugryźć.
    Raczej to nie było samobójstwo. Chociaż może było, ale takie hm na rozkaz tych "złych". A może i nie, kto to wie ;P.
    Zawsze jeszcze można umówić się w domu - koszty zdecydowanie maleją. Tylko czy nie wyszłoby z tego coś więcej, skoro Colin nie raz podzielił się z nami myślami o Catii?

    Pozdrawiam :)
    *przerwa od całek podwójnych xD*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całki aggrr... Ja sobie je teraz powtarzam, bo wszystko zapomniałam z inżynierki. Nic przyjemnego :D

      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy