6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 3(1)

3



Podróż przez centrum miasta zawsze stwarzała ryzyko opóźnień i utknięcia w korku, dlatego Colin najczęściej wybierał mniej ruchliwe trasy. Chociaż pokonywał przez to dłuższą drogę, przynajmniej nie tracił nerwów. Tym razem również zrezygnował z wjeżdżania w środek miasta, dzięki czemu widok za szybą ograniczał się jedynie do osiedla domów jednorodzinnych i wysokich gór wyłaniających się z oddali. 
Catherina uwielbiała różnorodność i walory oferowane przez Silent Glade. Miasto leżało na południu, między Hill City a King Hill, w pobliżu rzeki Snake River, co stanowiło doskonałą lokalizację dla rolników i hodowców. Co prawda centrum składało się z ogromnych wieżowców, ogrodów tworzonych przez architektów światowej klasy, ale z każdą kolejną milą charakter miasta ulegał coraz większym modyfikacjom. Budynki malały, wielkie parki ustępowały miejsca prywatnym ogródkom, a zamiast ogromnych college'ów ukazywały się mniej prestiżowe uczelnie. Potem nawet one przestawały się pojawiać, bo zaczynał się teren upraw, łąk, polan i pastwisk. Wystarczyło przejechać zaledwie kilkanaście mil, by z metropolii trafić na wieś, a z nizin w góry. Dzięki temu każda dzielnica charakteryzowała się innymi walorami przyrodniczymi oraz inną strukturą. I właśnie to według Catheriny było największą zaletą Silent Glade.
Porucznicy minęli osiedle bogatych domów jednorodzinnych, przejechali obok cenionej Akademii Sztuki i wjechali na drogę szybkiego ruchu. Po kilku minutach GPS wskazał, że znajdują się dwanaście mil od osiedla Forest Hill, na trasie biegnącej przez las. Jechali po niej w towarzystwie mocno zdeformowanych dźwięków wychodzących z ust Colina. Mężczyzna wiedział, że marny z niego śpiewak, a mimo to nader często prezentował swoje wokalne (nie)zdolności. Choć Catherina była już do tego w jakimś stopniu przyzwyczajona, nadal ją to bawiło.
Droga z departamentu na Forest Hill zajęła porucznikom ponad czterdzieści minut. Gdy postawili stopy na starym asfalcie, wyglądającym na zwykłą drogę dojazdową, nie kryli zaskoczenia. Osiedle składało się z zaledwie dziesięciu domów jednorodzinnych otoczonych przez gęsty, wysoki las. Żadnych budynków przemysłowych, przystanku autobusowego ani znaków drogowych. Śleczy mieli wrażenie, jakby nagle znaleźli się na kompletnym odludziu i zupełnie nie rozumieli, dlaczego ktoś nazwał to miejsce osiedlem
Bonnet zaparkował radiowóz koło domu z numerem dziesięć. Stały tam już samochody techników zabezpieczających miejsce zdarzenia i auto koronera. Natomiast na ławce przed domem siedział niski, blady mężczyzna w ciemnym stroju. Porucznicy domyślili się, że to on zawiadomił służby o znalezisku.
 Gdy nieznajomy zobaczył radiowóz, wstał i podszedł do przybyłych.
— Dzień dobry — powiedział nieco skrzekliwym, niepewnym głosem.
— Dzień dobry. Porucznik Colin Bonnet, a to porucznik Catherina Morgan, Departament Policji w Silent Glade. Pan do nas dzwonił?
— Tak, to ja. Albert Rain.
— Dobrze, proszę jeszcze chwilę zaczekać, zaraz do pana wrócimy. 
Mężczyzna skinął głową i ponownie usiadł na ławce. 
Śledczy w tym czasie weszli do środka. Minęli niewielki korytarz, zwracając uwagę na starą, odpadającą ze ścian farbę, po czym dotarli do salonu.
Pięciu techników zabezpieczało już miejsce zbrodni. Czterech zbierało odciski palców z mebli, ścian, klamek, drzwi oraz innych miejsc, które dało się dotknąć ręką, a jeden fotografował ułożenie zwłok i ślady znajdujące się obok nich. Koroner nie był obecny w pomieszczeniu.
Porucznicy podeszli bliżej. Ofiara leżała na brzuchu w kałuży zaschniętej krwi. Miała na sobie spodnie o damskim kroju, ciemne balerinki i jasny sweter, a jej ręce zostały związane na plecach grubym sznurem. 
Colin założył rękawiczki, po czym delikatnie odgarnął garść bujnych włosów zakrywających całą szyję kobiety. Skrzywił się, widząc na niej szerokie, bardzo głębokie cięcie. Teraz już wiedział, skąd na podłodze wzięło się tyle krwi.
Ofiara musiała leżeć tam dość długo, ponieważ jej język spęczniał do takich rozmiarów, że nie mieścił się w ustach. Ciało zmieniło kolor na fioletowy i spuchło, co było naturalną konsekwencją zachodzących w nim procesów gnilnych. 
Bonnet przytknął palec — oczywiście przez rękawiczkę — do ręki ofiary. Ciemny kolor jej skóry nie zniknął pod wpływem nacisku, co dało mu do zrozumienia, że kobieta nie żyje od ponad dwunastu godzin. Porucznik wiedział to od razu po zerknięciu na ciało. Medycyna sądowa była jego ogromną pasją i często zdarzało się, że podczas wstępnych oględzin wyczytywał z denatów tyle samo, co koroner. Lubił to. Eksperyment z palcem przeprowadził tylko dlatego, że zawsze tak robił. 
— Chodźmy do Raina — odezwała się nagle Catherina, która do tej pory przyglądała się ciału z większej odległości.
Bonnet kiwnął głową, podniósł się z kucek i oboje wyszli na zewnątrz. 
— Proszę opowiedzieć dokładnie, co się stało — poprosiła Morgan, podchodząc do świadka. 
Albert Rain nadal był blady i wystraszony, chociaż minęła już ponad godzina od znalezienia ciała. 
— Jechałem z pracy, ale są roboty drogowe na US 20-tce, więc postanowiłem pojechać trochę naokoło. Nie chciałem stać pół dnia w korku... — Spojrzał uważnie na poruczników, jakby szukał w nich zrozumienia. Kiwnęli głowami na znak, by nie przestawał mówić. — No i zachciało mi się… no… wiedzą państwo, potrzebę miałem. Więc zatrzymałem się na poboczu, poszedłem w krzaki, a jak wróciłem, to samochód nie chciał mi odpalić. Mam ostatnio problemy, bo raz odpala, a raz nie. Chwilę się męczyłem, a potem pomyślałem, że chyba padł mi akumulator, więc pomyślałem, że może ktoś z tego osiedla mógłby pożyczyć mi na chwilę prostownik. Zacząłem pukać do drzwi pierwszego lepszego domu. Chwilę tak stałem i wydawało mi się, że ktoś mnie zaprasza… W sensie, woła, żebym wszedł. Nacisnąłem klamkę, wszedłem i… — Zatrzymał się, jakby nie potrafił wypowiedzieć tych kilku kluczowych słów. — Sami państwo widzieli.
— Długo pan tak stał pod tymi drzwiami? — zapytała Catherina. 
Colin tylko się przysłuchiwał.
— Nie wiem, chwilę jakoś…
— A potem tak po prostu nacisnął pan na klamkę?
— No bo wydawało mi się, że ktoś tam mnie zaprosił... Więc się nie ociągałem. Wie pani, ja w normalnych sytuacjach nie włażę ludziom do domów, ale spieszyło mi się. Żona w ciąży, cholera wie, kiedy urodzi, a ona strasznie wszystko przeżywa i ciągle mnie straszy, że jej wody odeszły. No to jak coś usłyszałem, to wszedłem. Ale jak zobaczyłem to ciało, to zrozumiałem, że coś mi się przesłyszało… No bo kto miał mnie wołać?
— A zauważył pan coś dziwnego w okolicy?
Świadek jakby tylko czekał na to pytanie.
— W sumie tak. Przez ten cały czas, jak na was czekałem, nie zobaczyłem ani żywej duszy! Jakby wszyscy się gdzieś porozchodzili…
Porucznicy przyjęli te słowa do wiadomości, spisali dokładnie dane świadka, a potem pozwolili mu wrócić do domu. Nakazali jedynie, by zgłosił się następnego dnia do departamentu w celu złożenia oficjalnych zeznań. Okazało się również, że akumulator na szczęście nie był rozładowany i świadek bez żadnych problemów uruchomił samochód.
— Chyba miał rację — stwierdziła po chwili Catia. — Nie sądzisz, że tutaj jest jakoś zbyt cicho? 
Do tej pory nie zauważyła żadnych obcych ludzi ani samochodów. Nie szczekał ani jeden pies, nikt z mieszkańców nie zainteresował się przyjazdem policji i nie wyjrzał zza swoich murów. Może na tym osiedlu nie było to niczym nadzwyczajnym, ale ona odczuwała dziwny niepokój.
— A bo ja wiem? Jak dla mnie to całkiem normalne — odparł partner. 
— No nie wiem… Tu się na co dzień pewnie nic nie dzieje, a teraz podjechało kilka policyjnych samochodów i ekipa ludzi, która grzebie w domu jednego z sąsiadów. Myślisz, że to za mało, żeby się zainteresować?
— Nie wiem, Catia. Może nikt oprócz tej kobiety tu nie mieszkał? A może ona też tu nie mieszkała? Zaraz to sprawdzimy, ale teraz chodźmy zobaczyć, co Luis ma nam do powiedzenia. 
Morgan kiwnęła głową i poszła za przyjacielem. Doskonale wiedziała, że Colin nie może się już doczekać wymiany poglądów z koronerem. 

*

Luis Connor zakończył rozmowę telefoniczną, którą przeprowadzał na stronie, i wrócił do pracy. Zaczekał, aż specjaliści wykonają dokładne zdjęcia miejsca przestępstwa i ułożenia zwłok, po czym przystąpił do wstępnej analizy. Obejrzał dokładnie szyję, bez najmniejszego obrzydzenia spojrzał na twarz, a potem podwinął bluzkę denatki. 
— Leży tak od kilku dni — powiedział. — Z pewnością minęło czterdzieści osiem godzin, więc moje ustalenia odnośnie czasu śmierci będą tylko orientacyjne. Pięć, może sześć dni. Dokładne informacje przekażę, jak zbadam ją u siebie. Straciła mnóstwo krwi, więc plamy opadowe są praktycznie niewidoczne. Nic dziwnego, skoro sprawca przeciął naraz obie tętnice szyjne. Musiało z tego lecieć jak z wodospadu...
Porucznicy jeszcze raz rozejrzeli się po pomieszczeniu. Zaschnięta krew kobiety znajdowała się na pobliskich meblach, dywanie, podłodze, a przede wszystkim na jej bluzce. Nie mieli wątpliwości, że została zamordowana tutaj i że sprawca nie przeniósł ciała z innego miejsca. Wtedy ślady w pomieszczeniu nie byłyby takie liczne.
— To musiał być ktoś silny. Rana jest głęboka, wykonana zdecydowanym ruchem. Nie bawił się, chciał po prostu zabić. 
— Nie widziałem śladów walki — stwierdził Colin.
Wiedział, że ze związanymi rękami nie byłoby to łatwe, ale pomyślał, że mogła bronić się jeszcze przed skrępowaniem.
Koroner bardzo dokładnie przyjrzał się paznokciom ofiary. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegł pod nimi żadnego naskórka i krwi, ale zamierzał skrupulatnie sprawdzić to podczas badania. Zwrócił również uwagę, czy palce ofiary nie są poprzecinane. Mogła jakimś cudem złapać za ostrze, co również świadczyłoby o próbie obrony. Nic takiego nie zobaczył.
— Na razie ciężko stwierdzić. 
— Masz coś jeszcze na tę chwilę? — zapytał Colin.
— Na razie nie, będziemy w kontakcie.
— Dzięki.
Porucznicy odsunęli się od ciała i spojrzeli na nie z większej odległości. 
— Nie powiedział nic, czego bym nie wiedział — burknął Bonnet.
Catherina zaśmiała się pod nosem. Nie była zaskoczona jego słowami — zawsze chwalił się, że wie tyle samo, co koroner.
Potem zaczęli analizę sposobu ułożenia zwłok i zadania śmiertelnego ciosu. W tym celu Colin przypatrzył się uważnie leżącej kobiecie.
Wiedział, że jeśli podcięcia naczyń szyjnych dokonano w pozycji siedzącej lub stojącej, to plamy krwi będą mieć typowe rozmieszczenie — krew pokryje całą przednią część ubrania wskutek spływania ku dołowi. Natomiast przy pozycji leżącej ucierpi jedynie część materiału.
Ślady na ubraniu denatki wskazywały na pierwszą ewentualność. Wobec tego Colin wyobraził sobie, że ofiara klęczy, stoi lub siedzi, a morderca stoi za nią, szarpie za włosy, odchyla do tyłu głowę i bez wahania podcina gardło od lewej do prawej strony. Następnie popycha ciało, a kobieta upada i zostaje w takiej pozycji aż do teraz. 
Porucznik podszedł bliżej, gdyż zauważył linijkę kryminalistyczną leżącą obok balerin ofiary. Widniał przy niej ślad ubłoconego buta o długości ponad jedenastu cali [rozmiar ponad 45  od autorki]. Wątpił, by należały do ofiary, bo jej stopa wyglądała na wyjątkowo małą. Pomyślał, że to pierwszy istotny dowód w tym śledztwie.
Do pomieszczenia weszli technicy, którzy schowali ciało do czarnego worka i wynieśli z domu. Wtedy Catia i Colin przystąpili do przeszukiwania poszczególnych pokoi. Zaczęli od salonu, a technikom polecili udanie się do kuchni i sypialni. Najpierw jednak założyli nowe rękawiczki i nowe foliowe ochraniacze na buty.
Pierwsze, co rzuciło im się w oczy, to liczne zdjęcia dwójki dzieci porozstawiane w różnych częściach pokoju. Dziewczynka i chłopczyk uśmiechali się szeroko do fotografa i trzymali za ręce. Na jednej fotografii panowała jesień, na innej lato, ale wszystkie wyglądały na zrobione w tym samym roku. Śledczy od razu zapakowali je do woreczków. Skoro stały w tak widocznym miejscu, musiały wiele znaczyć dla ofiary. Może była ich matką, siostrą, ciotką? To należało ustalić.
Następnie porucznicy zajęli się przeszukiwaniem szafek w pokoju. Wyciągali z nich ubrania, grzebali w kieszeniach, oglądali stojące książki. Kartka po kartce sprawdzali, czy ofiara zaznaczała jakieś ulubione fragmenty, a może dostała dedykację? Szukali ukrytych listów, notatek, pieniędzy. I choć nie znaleźli żadnych tajemniczych niespodzianek, zainteresowała ich treść trzymanych tomów. Każdy z nich dotyczył jedynie informatycznych zagadnień. Poradniki z dziedziny zabezpieczeń systemów, instruktaże obejmujące języki programowania i przeróżne hasła, o których ani Catherina, ani Colin nigdy nie słyszeli i nie potrafili wytłumaczyć. Wiele zdań zaznaczonych zostało różnokolorowymi markerami, ale żadne z poruczników nie wiedziało, dlaczego akurat te konkretne sformułowania były dla ofiary wyjątkowe, bo żadnego nie rozumieli. Postanowili skonsultować to z informatykami śledczymi, więc zabrali książki. Nie mieli pojęcia, czy ma to jakiekolwiek znaczenie w sprawie śmierci tej kobiety, ale musieli zwracać uwagę na wszystko.
Przy okazji zauważyli, że na szafkach — starych, zniszczonych, odrapanych — zalegały kurz oraz brud. Niektóre ze śladów musiały powstać długo przed śmiercią ofiary. Na stoliku pod ścianą stały szklanki wypełnione pleśnią, mnóstwo niesprzątniętych papierków oraz zużyte gumy do żucia. Śledczy zabezpieczyli wszystkie, widząc w nich doskonały materiał do badań DNA.
Właścicielka — lub właściciele — nie posiadali żywych kwiatków, nie zamiatali podłogi przez długi czas, a niegdyś jasny dywan już dawno stracił swój początkowy kolor. Wyglądało na to, że mieszkańcy nie za bardzo przejmowali się czystością tego lokum. Dzięki temu salon okazał się bardzo istotnym źródłem informacji o ofierze. Pokazał, że nie trudniła się porządkami domowymi, prawdopodobnie czytywała informatyczne książki i żyła w chaosie. Mogła to być jej cecha charakteru bądź objaw, że w ostatnim czasie podupadała psychicznie na zdrowiu. Zobojętnienie na otoczenie często towarzyszyło rozwojowi depresji. A może tak silnie zajmowała się jakimś hobby, że wygląd domu przestał ją interesować? Może mieszkała tu tylko tymczasowo i nie uważała za stosowne wkładania w to miejsce swojej pracy? A może nie mieszkała tu wcale i żadne ślady nie należały do niej?
Na te pytania śledczy musieli bardzo szybko znaleźć odpowiedzi.
Po zakończeniu czynności w salonie, Catia i Colin udali się do innych pomieszczeń. Najpierw odwiedzili kuchnię, w której znajdowały się zaledwie trzy blaty, mała ilość półek i stara kuchenka. Przy przeciwnej ścianie stała niska lodówka i stolik z jednym krzesłem. To pomieszczenie również nie wyglądało na zadbane. 
Colin spojrzał na dwóch techników zajmujących się przeszukaniem i zapytał:
— Co macie?
— Pełno jedzenia w puszkach, torebkach, opakowaniach. Brak świeżych warzyw, owoców, mięsa. Wszystko albo pakowane próżniowo, albo mrożone. W lodówce same słoiki i puszki, w szafkach kilka naczyń. Dwa garnki, jedna patelka. Ostatnio jadła chyba jajecznicę, ale mogę się mylić, bo lekko spleśniało — powiedział mężczyzna i wskazał na talerz leżący w zlewie.
Colin podszedł do niego i przez moment dokładnie przyglądał się resztkom. Potem zawołał Catherinę, której uwagę przykuł właśnie pusty kosz na śmieci.
— Myślisz, że ta jajecznica wygląda na pięciodniową? — zapytał z krzywym uśmiechem.
— Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Ale pomyśl, skoro ofiara nie zajmowała się porządkami w żadnej części w domu, to dlaczego przeszkadzały jej śmieci w koszu?
— Dobre pytanie…
Podziękowali technikom, opuścili kuchnię i przeszli do łazienki. 
Na wieszaku wisiał jeden ręcznik, w kubeczku stała jedna szczoteczka, na wannie leżała jedna gąbka. Zostały oczywiście zabezpieczone, podobnie jak odciski palców ze zlewu, spłuczki, wanny i ścian. 
Do przeszukania została już tylko sypialnia. Była to maleńka klitka z niedużą szafą, biurkiem i z pojedynczym łóżkiem. Wyglądało na bardzo stare, a pościel śmierdziała wilgocią. Jedynym nowym nabytkiem z pewnością było tu biurko. Solidna dębowa konstrukcja wyraźnie kontrastowała z obskurnym wystrojem pokoju. Technicy dokładnie przeszukali jego zawartość, ale nie znaleźli nic poza ładowarką do laptopa rzuconą gdzieś w kąt. Samego laptopa nigdzie nie znaleziono.

*

Podczas gdy technicy kończyli przeszukiwać dom i zbierać odciski palców, Catherina postanowiła złożyć wizytę sąsiadom, by uzyskać jakieś informacje o ofierze. Do tej pory nie znaleziono żadnych dokumentów tożsamości, kart płatniczych, umowy najmu czy podpisanych książek. Nic, co pozwoliłoby ustalić nazwisko. 
Morgan miała nadzieję, że któryś z mieszkańców naprowadzi ich na jakiś trop i odpowie na podstawowe pytania odnośnie zamordowanej kobiety. Osiedle było małe, sąsiedzi na pewno się znali, może lubili, może nienawidzili, ale z pewnością coś na swój temat wiedzieli. A może ktoś, nawet nieświadomie, widział sprawcę?
Catia weszła na posesję przylegającą do terenu zamordowanej i rozejrzała się uważnie dookoła. 
O ile dom z numerem osiem wyglądał na zadbany, to z pewnością ogródka nikt nie pielęgnował przez długi czas. Trawa sięgała prawie do kolan i znacznie przebijała się przez kostkę w niedbale położonym chodniku. Porucznik podeszła do drzwi i zapukała kilka razy. 
Cisza. 
Ponowiła próbę, a gdy nie przyniosła ona rezultatów, przycisnęła ucho do drzwi i zaczęła nasłuchiwać. Wydawało jej się, że dom jest pusty albo właściciel nie słyszy pukania. Z ciekawości nacisnęła na klamkę i była ogromnie zaskoczona, gdy drzwi się otworzyły. 
Nieśmiało przeszła przez próg i zajrzała na korytarz. Zawołała głośno gospodarza, ale nikt nie odpowiadał. Na wszelki wypadek położyła rękę na broni i zaczęła cicho przemieszczać się po domu. Uświadomiła sobie, że zachowuje się identycznie jak Albert Rain trzy godziny temu i nie była z tego powodu zadowolona. 
Już po kilku krokach do nozdrzy Catii dotarła dusząca, śmierdząca woń, ale starała się nie myśleć nad jej przyczyną. Minęła pustą kuchnię, pokój i dotarła do salonu. 
Zobaczyła tam około czterdziestoletniego mężczyznę leżącego na podłodze w kałuży krwi. Był fioletowo-siny, z pewnością nie żył od kilku dni, a szeroka szrama na jego szyi idealnie pasowała do ran, które odniosła pierwsza znaleziona ofiara. Z tą różnicą, że on leżał w innej pozycji i jego podcięte gardło widać było od razu. Podobnie jak związane za plecami ręce.
Catherina złapała się za głowę i odwróciła tyłem do zwłok. O ile pojedyncze zbrodnie oglądała bardzo często, to podwójne zawsze wywoływały pewnego rodzaju niepokój. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Colina. Powiedziała, by przyszedł do domu obok i szybko zakończyła połączenie. Pojawił się po minucie, a to, co zobaczył, i jego mocno zaszokowało.
— O cholera.... — przeklął głośno, po czym przesunął dłońmi po włosach. — Trzeba zadzwonić do koronera, może nie odjechał jeszcze za daleko.
— I po dodatkową grupę techników — dodała.
— Może nie. Kończą już w pierwszym domu, to zaraz wyślę ich tutaj.
— No chyba że w następnych domach też znajdę trupy.
Rzuciła to zdanie ot tak, nie dopuszczając do siebie myśli, że może być zgodne z prawdą. 
Obeszła szybko budynek, by upewnić się, że nikt inny się w nim nie znajduje, po czym opuściła posesję i Colina. Pomoc w przeszukaniu oraz znalezienie dokumentów odłożyła na później, czując coraz silniejszą potrzebę porozmawiania z jakimkolwiek mieszkańcem tej wioski. Nie miało dla niej znaczenia, czy spotka kobietę, mężczyznę czy dziecko. Chciała usłyszeć choćby szczekanie psa, warkot silnika, głośne przekleństwo rzucone w kierunku leniwego męża bądź dźwięk tłuczonego szkła. Cokolwiek, co pozwoliłoby przypuszczać, że ktoś tu mieszka, chodzi, oddycha, żyje...


Jak wrażenia? ;)

Gorące podziękowania dla
Frixa i Katji!

10 komentarzy:

  1. A więc przechodzimy do sprawy krwawego osiedla, tak?
    Wybacz jeśli coś pomyliłem, ale zapytam - co z zabitą kobietą co miała tego bogatego męża? Oni rozwiązali tę sprawę już, a ja pominąłem rozdział lub jakiś fragment, czy jeszcze do niej powrócisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie pomyliłeś i nic nie ominąłeś. Tamta sprawa nie została jeszcze rozwiązania. Po prostu C&C zostali wysłani na miejsce następnego przestępstwa. Następny rozdział wyjaśni, co będzie dalej ze sprawą tej bogatej Sophie ;)

      Bardzo dziękuję za przeczytanie;)

      Usuń
  2. "starała się myśleć nad jej przyczyną" - czy tutaj nie brakuje przypadkiem słowa "nie"? Przynajmniej tak by mi pasowało.
    O matko... Ja tylko nie rozumiem jednej rzeczy, czemu to opowiadanie do tej pory nie znajduje się na półkach księgarni. Cudownie piszesz! Uwielbiam kryminały, przeczytałam ich ogrom, a Twoje opowiadanie niczym nie odbiega od profesjonalnych książek. Jest parę błędów, ale to takie drobne rzeczy, które każdy gdzieś pomija.
    Weny, czasu i sprawnego kompa!
    Pozdrawiam
    Rolaka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że tak dobrze Ci się czyta! ;) Takie opinie bardzo mnie podbudowują. Dziękuję! ;**

      I masz rację, brakuje tam "nie" :D

      Dziękuję za komentarz i przeczytanie ;*

      Usuń
  3. Że Albert jest śmierdzącym typem i niekoniecznie mówi prawdę, już wiem. Ale wcześniej chyba nie było tego zainteresowania Colina medycyną sądową? A może było, tylko nie zwróciłam uwagi i nie zapamiętałam. W każdym bądź razie wiele w tym rozdziale szczegółów, a ja mam nadzieję, że zdołam je zapamiętać.
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... bardzo możliwe, że nie było. Ja już sama czasem nie wiem, co dodałam teraz, a co rok temu :D Za często to poprawiam :D W każdym razie staram się, żeby w tej wersji było więcej takich niuansików niż wcześniej. Myślę, że to bardzo wzbogaca opowiadanie ;-)
      Bardzo dziękuję za komentarz i przeczytanie ;*

      Usuń
  4. Aż mnie dreszcze przeszły, kiedy zaczęłam czytać o Forest Hill. Odludzie, zwłoki… Straszne. Kiedyś uwielbiałam o tym czytać, haha zastanawiam się, kiedy się zrobiłam taka „wrażliwa”! Sama kiedyś chciałam zostać lekarzem sądowym, a teraz jakoś sobie tego nie wyobrażam :D Czyżby Colin minął się z powołaniem? Teoretycznie nigdy nie jest za późno żeby się realizować i spełniać ;D
    Ok, mamy jak na razie dwa trupy na osiedlu. A co dalej? Idę się tego dowiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też kiedyś myślałam o medycynie sądowej, ale jak teraz sobie o tym pomyślę, to chyba nie dałabym rady. Niby ciekawe, nawet bardzo, ale weź po takiej pracy normalnie funkcjonuj. Ble

      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  5. Cóż, podsunęłaś nam wcześniej opcje, że ktoś czegoś od nich chciał, zamknął ich tu. Prawdopodobnie już to dostał, więc ich zabił. Może to był podstęp, coś w stylu mieszkacie na odludziu i musicie coś zaprogramować czy coś. Kto pierwszy ten dostanie nagrodę, to ich skusiło czy coś ;p. Nie wiem. No albo szantaż, zróbcie to a waszym bliskim nic się nie stanie.
    Czy pan Albert zostanie zabity?
    Jakbym była na miejscu takiego przypadkowego przechodnia... który sobie wchodzi do domku jednego, trup - szok, potem drugi dom - trup itd. Chyba bym padła na zawał. No ale Catia ma trochę więcej doświadczenia i jednak wsparcie obok. Swoją drogą, to ciekawi mnie zakończenie, o co w tym wszystkim będzie chodziło. Wcześniej, w pierwszej wersji, wyglądało to trochę na przypadkowe - te zabicia. Teraz nie.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdradzę czy zostanie zabity. Nie lubię aż tak spoilerować :D
      W pierwszej wersji te zabicia też nie były przypadkowe, w drugiej również. Teraz jest trzecia wersja i zobaczymy jak będzie :D Nie zdradzam! :D

      Dzięki za komentarz! ;*

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy