6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 6(2)

*

Catherina z dużym entuzjazmem szykowała się do wyjścia. Perspektywa spędzenia z Colinem kilku godzin w innym miejscu niż departament bardzo pozytywnie na nią wpłynęła. Uważała, że mają prawo — a nawet powinni — odreagować stres z ostatnich dni i chociaż na chwilę zająć myśli czymś innym niż prowadzone śledztwo. Była przekonana, że dzięki temu nie odczują przemęczenia, a następnego dnia z nowymi siłami przystąpią do pracy.
Przygotowania zajęły jej pół godziny. Założyła sukienkę, o którą prosił ją Colin, zrobiła delikatny makijaż i wyprostowała włosy. Na ramiona narzuciła czarną kurtkę z ekoskóry i wyszła z mieszkania. 
Po dotarciu do klubu nie od razu znalazła Bonneta, gdyż ilość osób bawiących się tego dnia w Andromedzie była naprawdę imponująca. Dostrzegła go dopiero po kilku minutach, gdy podeszła do baru. Siedział w towarzystwie dwóch kobiet, ale Catherina spodziewała się, że tak będzie. Wiedziała, jaką łatwość sprawia mu zdobywanie damskiego zainteresowania i wcale się temu nie dziwiła. Doskonale pamiętała początki ich znajomości, kiedy ją również zdołał sobą zauroczyć. Był wysportowany, inteligentny, a do tego szalenie przystojny, przez co młoda pani sierżant nie potrafiła przejść koło niego obojętnie. Mimo iż Colin również był nią w jakimś stopniu zainteresowany, ich bliższe kontakty ograniczyły się tylko do kilku pocałunków. Potem zgodnie stwierdzili, że nie powinni wykraczać więcej poza sferę koleżeństwa. Patrząc na to z perspektywy czasu, Catherina nie miała wątpliwości, że podjęli słuszną decyzję.
Szybko przestała o tym myśleć i skupiła się na przeciskaniu między tłumem.
Bonnet zauważył przyjaciółkę, jeszcze zanim zdążyła do niego podejść. Przyglądał się delikatnym ruchom jej bioder, gdy stawiała kolejne kroki i czerwonej, dopasowanej sukience doskonale podkreślającej nienaganną figurę. Chłonął każdy szczegół tej kreacji, zupełnie tracąc zainteresowanie rozmową z nieznajomymi kobietami.
— Moje drogie panie, muszę was przeprosić — rzucił szybko do towarzyszek. — Moja żona przyszła. 
Udał, że nie zauważył zaskoczenia malującego się na ich twarzach. Domyślił się, że tego dnia nie zajmą mu już ani chwili dłużej, ale nie był tym faktem w żaden sposób przejęty. Zagadał do nich tylko w jednym celu — by umiliły mu oczekiwanie na Catherinę. 
Potem podszedł bliżej przyjaciółki i zbliżył usta do jej ucha.
— Pięknie wyglądasz — szepnął.
 Nie mógł się powstrzymać przed docenieniem starań Catii. Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się ciepło i lekko dygnęła z podziękowaniem. 
— Napijemy się czegoś? — zaproponowała.
— Na co masz ochotę?
— Może być whisky, ale sama zamówię — poinformowała od razu.
Colin spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
— Doczekam takiej chwili, że pozwolisz postawić sobie drinka?
— Chyba nie. Ale jeśli cię to pocieszy, to wiedz, że Jacobowi też nie pozwalam.
— Dlaczego?
Usiedli przy barze i czekali na kelnera. Colin miał już alkohol, ale postanowił nie pić, dopóki Catherina nie dostanie swojego. 
— Bo nie widzę potrzeby, żeby ktoś wydawał na mnie swoje pieniądze.
— Ale mężczyźni lubią czasem postawić kobiecie drinka… 
— Ty chyba aż za bardzo — odparła Morgan.
 Colin pomyślał, że idealnie go tym podsumowała. 
Po chwili szli już ze swoimi szklankami w głąb sali, by znaleźć jakiś spokojniejszy kąt. W klubie Andromeda najbardziej cenili to, że był przystosowany zarówno dla osób pragnących poszaleć, jak i dla tych, które w tego typu miejscach chcą jedynie porozmawiać. Na parkiecie i przy barze huczała głośna muzyka, kolorowe światła biły po oczach z każdej strony, ale po wejściu do podziemi wszystko cichnęło. Nadal słychać było piosenki puszczane piętro wyżej, ale nie atakowały gości w nachalny sposób i pozwalały na nawiązanie rozmowy bez konieczności przekrzykiwania się. 
Catherina i Colin zeszli po schodach, po czym usiedli na jednej z fioletowo-białych kanap.
— Napijmy się za miły wieczór! — zaproponowała kobieta, unosząc szklankę w kierunku Bonneta.
— Jak najbardziej! I za to, że wreszcie udało nam się gdzieś razem wyjść. 
Upili swoje drinki, po czym mężczyzna kontynuował:
— Jacob nie miał pretensji, że ze mną wyszłaś? — zapytał Colin.
Nie miał wątpliwości, że Catia od razu powiadomiła narzeczonego o planach na wieczór.
— On nigdy nie ma pretensji i to jest w nim piękne — zaśmiała się. — Powiedział tylko, żebym uważała, i poszedł spać. Ma jutro próbę generalną z samego rana i musi być wypoczęty...
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem. Zaczął się zastanawiać, czy gdyby jego dziewczyna wychodziła do klubu z kimś takim jak Colin Bonnet, to czy potrafiłby spokojnie zasnąć. Doszedł do wniosku, że chyba nie, ale nie zamierzał nad tym dalej rozmyślać.
— Cieszę się, że wyrwałeś mnie z tego pustego domu… — powiedziała Catia, ponownie przystawiając szklankę do ust. 
— To brzmi, jakbyś nie wiadomo ile czasu mieszkała już sama. A przecież Jake wyjechał dopiero kilka dni temu — zauważył z rozbawieniem.
— Niby tak, ale bez niego naprawdę jest strasznie pusto. Wracam po całym dniu spędzonym w tym przeklętym departamencie i nawet nie mam do kogo gęby otworzyć. Kładę się spać sama, budzę się sama, piję kawę sama… Nikt mi nie nuci za uchem, nikt się nie złości, że nie pozmywałam naczyń. To jest takie… przygnębiające — westchnęła z żalem. 
Colin doskonale rozumiał, o czym Catia mówiła. Z tą różnicą, że dla niego mieszkanie w pojedynkę było do pewnego czasu idealnym rozwiązaniem. Robił, co chciał, zapraszał, kogo chciał i niczym nie musiał się przejmować. Brak stałego towarzystwa zaczynał doskwierać mu dopiero od niedawna, dlatego potrafił zrozumieć, co czuła Catia. Kiedyś pomyślałby, że niepotrzebnie szukała problemów.
— Na szczęście masz mnie, a ja zawsze chętnie służę pomocą — rzucił z rozbawieniem.
— Tak? To jeszcze suknię mi wybierz — zażartowała.
— Nadal nie znalazłaś niczego ciekawego?
— Daj spokój, kompletna porażka. — Machnęła ręką. — Cały problem polega na tym, że ja najchętniej założyłabym coś prostego, bez zbędnych udziwnień, ale Jacob chce, żebym wyglądała jak księżniczka. Wiesz… koronka, rozszerzony dół, błyskotki przy pasie… Ja nie lubię takich rzeczy...
Colin uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie. Wyobraził sobie Catherinę w takim wydaniu i był przekonany, że wyglądałaby oszałamiająco. 
— Wystarczy, że odważysz się takie coś przymierzyć. Potem już sama będziesz chciała ją kupić. A przynajmniej tak mi się wydaje — powiedział, po czym zanurzył usta w alkoholu.
— No nie wiem, może — mruknęła. — Tylko że to wszystko zaczyna mnie powoli przerastać…
— Co? 
— Cały ten ślub. To tylko jeden dzień, a przygotowujemy go już ponad pół roku. Poza tym zjedzie się cała rodzina Jacoba, wszyscy jego najbliżsi znajomi, to będzie grubo ponad dwieście osób. Ja ze swojej strony zapraszam maksymalnie trzydzieści. To wesele będzie wyglądało jak jakiś pieprzony bal…
— A to źle? Kobiety nie chcą, żeby ich wesele było jak bal? — zdziwił się Colin. 
— Może inne chcą, ale ja niekoniecznie. Każdy będzie się na mnie patrzył, każdy będzie komentował to, jak wyglądam, jak się ruszam… Większość rodziny Jacoba to bogacze, każdy coś w życiu osiągnął. A ja się czuję przy nich jak kopciuszek, który w ogóle nie zasługuje na wejście do tak cudownej elity. Nie mówię, że wszyscy są źli, bo kilka jego kuzynów i kuzynek jest naprawdę spoko, ale te wszystkie ciotki, wujkowie, matka, to jakaś masakra…
Bonnet zaśmiał się w głos.
— No proszę cię! Nie wierzę, że się tym stresujesz. Przecież ty zawsze miałaś wywalone na opinie innych ludzi!
— Ale tu nawet nie chodzi o opinie. Po prostu to jest mój ślub, jedyny taki dzień w moim życiu i chciałabym się nim cieszyć. Czuć się swojsko, na luzie, bawić, wygłupiać, pić. Przy nich będę musiała zważać na każdy ruch, każde słowo, wszystko będzie musiało wyglądać elegancko, nieskazitelnie, idealnie. Nie o takim weselu marzyłam. Byłabym przeszczęśliwa, jakby liczba gości ograniczyła się do naprawdę najbliższych osób, żebyśmy mogli usiąść wszyscy razem i naprawdę poczuć się jak rodzina. Rozumiesz, takie swojskie, ciepłe wesele. Bez całej tej szopki i sztuczności... 
 Zamilkła, starając się dobrze ubrać w słowa resztę swoich myśli. Natomiast Colin z trudem skupiał się na tym, co mówiła. Patrzył na jej krwistoczerwone usta i rozpuszczone włosy opadające kaskadami na ramiona. Uważał, że za rzadko pokazywała, jak piękną jest kobietą. I tak robiła to o wiele częściej i wyraziściej niż na początku ich znajomości, ale zdaniem Colina nadal za mało.
— Mam wrażenie, że większość rodziny Jake’a uważa mnie za niegodną, by być jego żoną — wyznała z żalem.
— Dlaczego niegodną? — zdziwił się Colin. 
— Bo Jake powinien mieć kobietę, która będzie podzielała jego pasje, która pomoże mu piąć się wyżej i zrozumie to, co on robi. Ich schemat małżeństwa jest prosty. Mężczyzna robi karierę, zarabia pieniądze, a kobieta trwa przy nim w drogich strojach, zawsze uśmiechnięta, chętna by go chwalić i wspierająca we wszystkim. Ja to widzę trochę inaczej. Poza tym my pochodzimy z dwóch kompletnie różnych światów. Mnie w ogóle nie kręci taniec towarzyski. To znaczy… lubię czasem zatańczyć w klubie do kilku piosenek, ale to wszystko. A Jake jest tancerzem, mógłby to robić całymi dniami. Z drugiej strony, on brzydzi się przemocą, a ja jestem porucznikiem wydziału zabójstw. To tylko głupi przykład, ale jest ich o wiele więcej. I jestem pewna, że w trakcie wesela goście na każdym kroku będą mi o tym przypominać. 
— No, ale jednak dało się to jakoś połączyć, skoro tyle czasu jesteście razem. Poza tym powiedziałaś mu o tych wątpliwościach związanych ze ślubem?
Catherina zaprzeczyła ruchem głowy. 
— Jake uwielbia bale, zawsze marzył o ogromnym weselu, więc chcę mu to dać. Gdy widzę, jaki jest szczęśliwy, to mnie też jest jakoś lepiej. Tylko potem zaczynam wyobrażać sobie tych wszystkich ludzi i… euforia mija. Ale to jest mój problem i jakoś sobie muszę z tym poradzić — powiedziała, po czym szybko dopiła drinka.
— Aha, więc tak to sobie wymyśliłaś… — zaśmiał się Bonnet. — Twierdzisz, że nie jesteś dla niego idealną partnerką, więc w ramach rekompensaty chcesz mu dać takie wesele, o jakim zawsze marzył, nawet jeśli dla ciebie to będzie horror. Zgadłem?
Potem założył ręce na piersi i z uśmiechem oczekiwał na odpowiedź. Catherina wzruszyła ramionami.
— Może coś w tym jest… — westchnęła. 
— Moim zdaniem źle to wykombinowałaś. Ciągle zadręczasz się tym, że nie jesteś dla Jake’a idealna, ale pomyśl o tym, że on też nie jest idealny dla ciebie. Nie zna się na twojej pracy, nie podziela twoich zainteresowań, nie potrafiłby cię obronić, gdyby ktoś ci zagrażał. Wszystko działa w dwie strony. 
— No to co ja powinnam zrobić twoim zdaniem? — zapytała, a w jej głosie czuć było bezsilność.
Colin utkwił wzrok w doniczce z drzewkiem stojącej naprzeciwko niego i zamyślił się. Przemówił dopiero po chwili.
— Podejrzewam, że teraz nie masz zbyt wielu możliwości. Pewnie każdy z waszych gości spodziewa się już zaproszenia, więc nie możesz teraz nagle zrezygnować i go nie zaprosić… Jedyne, co mogę ci doradzić, to zmiana nastawienia. Zamiast się ciągle tym przejmować, wmów sobie, że będzie super i ciesz się tym dniem. Zrób wszystko, co w twojej mocy, żeby naprawdę był wyjątkowy. I przestań się tak przejmować tymi wszystkimi ludźmi! Jak cię nie lubią, to ich problem! Ty jesteś sobą, nikogo nie udajesz, sama pracujesz na swoje sukcesy i myślę, że właśnie za to Jake cię pokochał. Pierdol ich i baw się na tym ślubie tak, jak ty tego chcesz. Niech gadają, co chcą. To ma być twój dzień.
Skończył mówić i jednym haustem dokończył drinka. Wtedy Catherina wstała, po czym niespodziewanie chwyciła nie tylko swoją, ale i jego szklankę. 
— Stawiam — poinformowała z uśmiechem i szybko zniknęła za rogiem. 
W tym czasie Colin zamyślił się do tego stopnia, że nawet nie zauważył, kiedy wróciła.
— Za bardzo to wszystko roztrząsam i za bardzo się przejmuję. — Usłyszał nagle koło siebie. — Po prostu ciężko mi się wyluzować, gdy myślę o tym pieprzonym ślubie. Chyba potrzebowałam usłyszeć takie pierdol to, bądź sobą, żeby się trochę otrząsnąć.
— Już się otrząsnęłaś? Aż tak szybko działają moje słowa? — zaśmiał się Bonnet i spojrzał na uśmiechniętą przyjaciółkę. 
Złapał się na myśli, że zaczyna porównywać, która z kobiet — Catia czy Alysson — ma ładniejszy uśmiech. I nadal w jego odczuciu wygrywała Catia.
— Jeszcze nie do końca, ale przynajmniej wiem, że muszę przestać szukać dziury w całym i cieszyć się tym, co jest. Mam tylko nadzieję, że ta moja kuzynka da radę przylecieć z Australii, bo zostanę bez świadka…
— Ładna? — zainteresował się Colin.
— Śliczna, ale ma już męża i dziecko, więc przykro mi, nie wyrwiesz — zaśmiała się Catia.
— Cholera… — Udał przygnębionego, a potem spojrzał na szklankę, którą przyniosła mu Morgan. — Czemu postawiłaś mi drinka?
— Bo pozwoliłeś mi się wygadać i dzięki temu trochę mi ulżyło — odparła, po czym wzniosła toast: — Za przyjaźń! I za mężczyzn, którzy potrafią słuchać!
Bonnet uniósł szklankę.
— To miłe — stwierdził. — Ale nie musisz mi dziękować. Wysłuchałem cię, bo lubię cię słuchać. Poza tym ty sobie nie pozwolisz postawić drinka, ale mnie stawiasz. Co to za sprawiedliwość?
— Babska. Nie próbuj tego rozumieć — rzuciła z rozbawieniem. — Ale dobra, teraz twoja kolej. Mów, czemu się tak szczerzyłeś rano do telefonu?
Dopiero teraz Colin uświadomił sobie, że od czasu przyjścia Morgan do klubu ani razu nie wyciągnął komórki. Miał odpisać na SMS-a, ale zupełnie o tym zapomniał. I wcale nie odczuwał potrzeby, by teraz to zrobić.
— Nic wielkiego.
Wzruszył ramionami, po czym sięgnął po drinka i napił się. Dzięki temu dał sobie kilka sekund więcej na wymyślenie odpowiedzi. Robił tak zawsze, gdy podczas rozmów w barze jakieś pytanie było dla niego niewygodne. Catherina zaobserwowała to już dawno temu.
— O małych rzeczach też możemy porozmawiać — rzuciła.
Colin zaniósł się śmiechem.
— Oj no, po prostu poznałem ostatnio pewną kobietę… 
Na usta Morgan wpłynął ogromny uśmiech. Przyjrzała się uważniej przyjacielowi, klasnęła w dłonie i z ciekawością oczekiwała na dalszy ciąg opowieści.
— I? — pośpieszała.
— No i okazało się, że ma męża…
Uśmiech zniknął z twarzy Catii.
— Ale nie byłbym sobą, gdybym tego nie sprawdził — kontynuował. — Okazało się, że są w separacji, facet mieszka w Europie, a ona tutaj. 
— Więc uznałeś to za zielone światło?
— W pewnym sensie. Po prostu napisałem do niej, zaczęliśmy rozmawiać, no i tyle… Cała historia. 
— Od czegoś w końcu trzeba zacząć.
— Zobaczymy, jak to się rozwinie. Na razie nic nie planuję. — Wzruszył ramionami, po czym poczuł ogromną chęć, by ruszyć się w końcu z miejsca. — Dobra, może zatańczymy? Ile można siedzieć?
Catherina kiwnęła głową z zadowoleniem i wstała z miejsca. Weszli na wyższe piętro, po czym wniknęli w tłum. Pozwalali ponieść się muzyce, wprowadzając swoje ciała w ruch i flirtując spojrzeniami. Colin wodził wzrokiem po długich włosach Catii, czerwonych ustach i dopasowanej sukience, która doskonale podkreślała jej kształtne piersi i świetną figurę. Nie krył się z tym, że dokładnie ją prześwietlał, a ona nie zamierzała go za to ganić. Wiedziała, że każdy ich ruch podczas tańca, każde kuszące spojrzenie i bliskość to rodzaj gry, która ma na celu zabawę i nic poza tym. Lubiła to, że przy Colinie nie musiała się ograniczać. Mogła puścić wodze fantazji, kokietować i kręcić biodrami bez obaw, że on zacznie coś sobie po tym wyobrażać. Catherina potrzebowała się czasem wyszaleć, a nie zawsze mogła to zrobić w towarzystwie Jacoba. 
Niestety dla Colina to wszystko nie było aż tak proste. Coraz częściej łapał się na myśli, że z chęcią przyciągnąłby Catherinę jeszcze bliżej siebie i zatańczył z nią tak, jak robił to z innymi kobietami. Odnosił wrażenie, że z roku na rok jego przyjaciółka jest coraz piękniejsza, coraz bardziej kobieca i pewna siebie. Albo to on dopiero teraz zaczął dostrzegać to, na co wcześniej był ślepy. Z tego powodu z coraz większą trudnością udawał, że Catia na niego nie działa.
Zaczął się zastanawiać, czy byłby w stanie każdego dnia odwozić jakąś inną kobietę do domu, tylko po to, by nie wsiadała sama w nocy do komunikacji miejskiej. Morgan nie miała problemu z dojeżdżaniem do domu metrem, ale Colin był spokojniejszy, gdy odstawił ją prosto pod blok. 
Poza tym już jakiś czas temu zauważył, że potrafił odwołać swoje randki, gdy Catia potrzebowała pogadać, ale nigdy nie odwołał spotkania z Catią na rzecz randki… Poznał w swoim życiu mnóstwo kobiet, ale żadnej nie traktował tak, jak jej. Sam już nie wiedział, czy jego zachowanie było normalne. Tym bardziej, że odczuwał niebotyczną satysfakcję wynikającą z faktu, że Catherina zwierzyła mu się z dylematów, o których Jacob nie miał pojęcia. Zrozumiał, że podświadomie starał się z nim konkurować i że cieszył się za każdym razem, gdy okazywał się od niego lepszy. 
Coraz bardziej obawiał się zmian, które w nim zachodziły. Nie potrafił ich zahamować, a czuł, że zmierzają w złym kierunku. 
Nawet nie zauważył, że przetańczyli już kilka piosenek, a nie jedną. Do tego stopnia zatracił się we własnych myślach, że nie zauważał upływu czasu. Dopiero wrzask Catheriny zdołał przywrócić go do rzeczywistości.
— Idziemy się napić?! — starała się przekrzyczeć muzykę.
Colin kiwnął głową na znak zgody, a wtedy Catherina złapała go za rękę i pociągnęła w stronę baru. 
Spojrzał na ich złączone dłonie i w ostatniej chwili powstrzymał chęć, by ścisnąć je mocniej.



Bardzo przepraszam, że tak długo nie publikowałam :< Brakowało mi weny, ale chyba już wróciła ;)
Jak wrażenia? ;)


Ogromne podziękowania dla
Condawiramurs, Frixa i Katji!

9 komentarzy:

  1. No nasi kochani partnerzy bardzo dobrze się rozumieją. Za to ja nadal nie rozumiem, dlaczego nie są ze sobą. Jakoś bardziej pasują do siebie niż Catia i Jake. Zwłaszcza, że narzeczonych w sumie nic nie łączy. Żadne z zakochanych nie dzieli choć odrobiny swojej pasji z tym drugim. Do tego rodzina przyszłego męża Catheriny nie za bardzo przepada za dziewczyna. Nie wspomnę już o różnych wizjach ślubu przyszłych małżonków. Pomiędzy nimi nie może się udać.

    Coraz bardziej emocjonuję się tym opowiadaniem. Trzymaj tak dalej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwi mnie, że Catia bardziej pasuje Ci do Colina niż Jacoba, ale miłość kieruje się swoimi prawami. Chyba właśnie to chciałam pokazać pakując Catherinę w taki a nie inny związek.
      Bardzo się cieszę, że odczuwasz emocje podczas czytania i dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  2. Uuuu!!!
    Świetny rozdział! Wracam do czytania, by trochę nadrobić, bo świetnie się czyta!
    A ogólnie powiem coś na temat wesel. Nie wiem, jak jest w Stanach (bo chyba akcja ma tam miejsce?), ale byłam na weselu, gdzie właśnie był mniej więcej taki układ sił, z naszej rodziny 40 osoby, od strony panny młodej 170 i nie było to jakoś wielkie wesele. Może takie bardziej swojskie i dlatego. Od znajomej słyszałam, że ona była na weselu właśnie takich bogaczy, to na nim było ponad 400 osób, więc to dopiero był bal...
    Dobra, powiem tylko, że pragnę, by friendzone odeszło w niepamięć i nasi bohaterowie byli razem, choć wiem, że narzeczony Catii nie jest niczemu winny, ale jakoś niewiele o nim wiemy i nie umiem go zbytnio polubić (a może to on jest MORDERCĄ!!!) ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 400? Nie wyobrażam sobie tego. Rany :D Rzeczywiście jak bal. I to z rozmachem!
      Dziękuję za przeczytanie i komentarz ;*

      Usuń
  3. Szczerze mówiąc w tym dniu to wydawało mi się, że właśnie wszyscy wręcz mówią, że panna młoda wygląda pięknie ;p. Ale chyba widocznie obracam się w takim towarzystwie, co nie obgaduj innych. Chociaż ok, moja chrzęstna na pogrzebie mojego wujka potrafiła obgadywać inną kobietę. Ale moja chrzęstna to jest inny gatunek człowieka ;p. Na szczęście mąż, który jest moim chrzęstnym i dzieci tego nie odziedziczyły ;p. Skoro jest z Jacobem tyle czasu to chyba potrafią się dogadać. Nie muszą od razu pracować w tym samym zawodzie. Ja jestem raczej po stronie Catii - nie lubię sztywniactwa. Jak kiedyś zapragnę ślubu to może ogłoszę, że brak strojów oficjalnych na nim ;p. Chociaż pewnie reszta osób stwierdzi, żee coo i jak to tak. Pewnie bardziej nie będzie pasować to im niż mnie.
    Właśnie. Tu są te problemy męsko-damskie. Dziewczyna uważa, że to flirt na żarty, a potem okazuje się, że jednak temu mężczyźnie się zmienia. Bo jest mężczyzną, bo jednak uwielbia patrzeć na kobiety i troche więcej rzeczy go podnieca niż kobiete ;p. Ale z kolei wątpię, aby Jacob zgodził się na trójkącik, dlatego Colin nie może wyznać swych uczuc, bo pewnie Catia i tak by je odrzuciła, bo jest z Jacobem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubią pannę młodą (a zazwyczaj tak jest) albo chcą być mili, to tak mówią. Ale jeśli w stosunku do niej rodzina zawsze była wroga, to nie zmieni się to nagle na ślubie. A przynajmniej Catia tak myśli ;D

      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  4. Widzę, że liczba czytelników faktycznie zmalała, ale być może dzięki temu pozostaną Ci szczerzy, poza tym, to daje mi nadzieję, że dokończysz, bo skoro sześć kolejnych rozdziałów napisałaś dla tak małej liczby, to raczej nie zamierzasz przestać (tak to sobie tłumaczę).
    Wyjątkowo komentarz będzie długi, porozwodzę się na temat ludzkich zachowań i relacji. Znowu rozumiem Cath (sam w to nie wierzę, ale naprawdę tak jest). Rozumiem ją, bo też wchodziłem do rodziny, która uważała, że nie zasługuję, by do nich dołączyć. Chyba nadal tak uważają i podobnie jak wtedy, podobnie i teraz mi to wisi, jednak mimo tego wiszenia, to w dniu ślubu odczuwa się to nieco inaczej.
    Rozumiem Cath też co do sukienki (nie, na szczęście ja nie musiałem zakładać sukienki, ale chciałem standardową muchę czy krawat, a przyozdobiono mnie w jakiś fular czy plastron - sam nie wiem co to było, chyba to drugie). Wracając do sukienki Cath, to sugerując się postacią jaką dobrałaś i tym, że ja ją widzę podobnie jak ty, to widziałbym ją właśnie w eleganckiej, prostej, bez zbędnych ozdób, tiulu, koronek. Wyglądałaby w tym seksownie, zaś w kloszu, koronkach, księżniczkowej wersji, będzie wyglądała jak... no nieproporcjonalnie, za szerokie ramiona, za dużo mięśni, za mocne uda. Kiecki księżniczkowe pasują moim zdaniem do takich drobinek.
    Cath wzniosła toast za mężczyzn, którzy potrafią słuchać (cholera, znowu się z nią zgadzam), faktycznie to dla kobiet jest ważniejsze niż szybki samochód, markowy zegarek i elegnacki garnitur. Nie liczy się forsa, nie liczy się zawód, albo raczej to wszystko traci na znaczeniu, gdy nie ma konwersacji.
    O czymś jeszcze miałem... a tak, o Cath i Jaco. Zgodzę się z Colinem, że mieszanie klas i to nie tylko o pieniądze chodzi, ale o zachowania, pasje, preferencje ma dwie strony, obu stroną jest równie ciężko, dlatego sam uważam, że mieszanie klas jest czymś złym. Nie chodzi o to, by szukać swojej kopi, bo fakt faktem, to przeciwieństwa najsilniej się przyciągają, ale jeśli dwoje ludzi dzieli wszystko, a nie łączy nic, to jest cholernie ciężko i właściwie nie ma żadnego elementu wspólnego. Spotkałem bardzo dużą ilość małżeństw trwających dla zasady, nieszczęśliwych, albo rozwodzących się, bo nie tylko byli równi, ale też chcieli czegoś innego. W takich przypadkach, gdy wszystko dzieli, ważny jest albo kompromis (w przypadku Cath, to będzie "ja trochę z tobą potańczę, a ty ze mną poboksujesz"), albo szukanie elementu wspólnego, który obojgu jeszcze jest obcy (np "ty lubisz taniec, a ja siłownie, to chodźmy na grzyby").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że pod tymi rozdziałami będą jakiekolwiek komentarze. Poprawiłam te rozdziały, dodałam je na bloga, ale nie liczyłam, że pod każdym znajdę dziesiątki opinii. Wiedzialam, że mało kto będzie chciał czytać to wszystko po raz któryś, a o nowych czytelników nie zabiegam, bo już mi się nie chce. Także bez względu na to, czy będę tu mieć dwieście osób, dwadzieścia czy dwie i tak zamierzam pisać ;-)

      Naprawdę nie wierzę, że tyle razy zgodziłeś się z Catheriną. Wiem, że to nie oznacza od razu jakiejś większej sympatii dla tej postaci, ale kto wie, może stanie się kiedyś w Twoich oczach bardziej ludzka? Zobaczymy.

      No niestety nie dla wszystkich kobiet auto, kasa i drobie ciuchy się nie liczą (albo liczą mniej niż chociażby ta umiejętność słuchania). Nie zapominajmy, że ludzie są różni. Ale Cat to Cat.

      "Ty lubisz taniec, a ja siłownie, to chodźmy na grzyby"- rozśmieszyło mnie to zdanie;D Ale wiem o co Ci chodziło i się z tym w stu procentach zgadzam. Dwoje ludzi powinno mieć wspólne zainteresowania. Jeśli nie kilka, to chociaż jedno, takie wspólne. Catherina i Jacob też na pewno mają coś, co ich łączy, bo gdyby tak nie było, to byliby ze sobą nieszczęśliwi, a o tym nie było mowy.

      Dziękuję za komentarz i przeczytanie! :-)

      Usuń
    2. Często tacy ludzie nie dostrzegają, że są z sobą nieszczęśliwi, bo łączy ich seks i wspólny posiłek od czasu do czasu. Potem pojawia się dziecko, co ma kolki, więc posiłki są skąpe i w biegu, a noce nieprzespane, więc nie ma czasu na seks. Wtedy nagle się okazuje, że nie łączyło ich nic więcej (stąd tyle rozwodów rok po ślubie).
      W temacie blachar, paryżanek i materialistek, takie kobiety często trwają przy mężu czy facecie, który zapewnia wygodę, ale wcześniej lub później większość potrzebuje czegoś więcej, odczuwa brak czegoś i tak trafia na kochanka, często biedniejszego, ale przecież to tylko kochanek, przyjaciel, i nigdy nie ma być kimś więcej.

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy