6 stycznia 2017

WiZ Część I: Rozdział 9(1)

9




Wieczorem Jacob musiał pojechać do teatru, w którym pracował, by ustalić grafik na kolejny tydzień. Morgan postanowiła wykorzystać ten czas na ćwiczenia w Crown Nets. Spakowała do torby sportowy strój i butelkę wody, po czym wsiadła do samochodu. W tym czasie kilkakrotnie starała się połączyć z Colinem, by zaproponować mu wspólny trening, ale mężczyzna nie odbierał telefonu. Wobec tego do dawnego klubu przyjechała sama. 
Otworzyła kluczem kłódkę, pchnęła odrapane drzwi, po czym rozejrzała się po wnętrzu sali. Od jej poprzedniej wizyty nic się tutaj nie zmieniło. Pojedynczy worek nadal wisiał pod sufitem, kilka nieciężkich hantli stało pod ścianą, a przez wysoko osadzone okna wpadały pojedyncze strugi światła.
Catia uśmiechnęła się pod nosem i bez ociągania przesunęła się w głąb pomieszczenia. Potem ubrała strój do ćwiczeń, zawiązała na dłoniach owijki, założyła rękawice, a ochraniacz na szczękę rzuciła w kąt. Nie było z nią Colina, więc takie zabezpieczenia mogła sobie darować.
W worek uderzała na miarę swoich sił. Chciała się wyżyć, wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje i pozbyć stresu. Równie dobrze mogła to zrobić w mieszkaniu, bo jeden pokój poświęciła na siłownię, ale Crown Nets miało swoją moc. Działało na nią lepiej niż jakiekolwiek inne miejsca i dlatego tak chętnie tu przychodziła. 
Za każdym razem, gdy przypominała sobie o swoich porażkach, cierpieniach czy trudach, worek przyjmował serie mocnych prostych lub sierpowych, a głośne uderzenia roznosiły się echem w przestrzeni. Seria za pościg, seria za złe wybory i zbyt częste lekceważenie Jacoba. Seria za uleganie strachowi i wreszcie seria za to, że od tylu miesięcy nie potrafiła być w stu procentach szczera z narzeczonym w temacie wesela i że nie powstrzymała Colina, gdy tak bardzo ryzykował swoje życie. 
Na moment opadła z sił, więc postanowiła zrobić krótką przerwę na napicie się wody i odetchnięcie. Choć w pomieszczeniu było cicho, a każdy szmer dało się usłyszeć od razu, Catherina zupełnie nie zauważyła, że od kilku minut nie jest w pomieszczeniu sama.
— Nie odwracaj się. — Usłyszała nagle za sobą.
Zamarła, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. W pierwszej chwili pomyślała, że to właściciel budynku odkrył bezprawne włamania na swój teren i będzie chciał ją ukarać, ale szybko odsunęła od siebie tę ewentualność. Przecież doskonale znała jego głos. Nie brzmiał w ten sposób.
— Czemu? — zapytała.
— Bo cię zabiję — powiedział nieznajomy, po czym przeładował broń, by być bardziej przekonującym.
Catherina poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po kręgosłupie. Szybko oceniła swoje położenie — nie miała drogi ucieczki, wsparcia, kamizelki kuloodpornej ani pistoletu. Była zdana tylko na dobrą wolę faceta, który z niewiadomych przyczyn groził, że ją zabije. Co więcej, w tym miejscu nikt nie znalazłby jej przez długi czas. Zaczynała panikować.
Mam broń, ale nie użyję jej, jeśli nie będę musiał. — Usłyszała. Nie chcę, żebyś wiedziała, kim jestem, więc się nie ujawnię, ale chcę cię przed czymś ostrzec. 
— Przed czym?
— Przed Forest Hill. 
To wcale nie uspokoiło Catheriny. Nie czuła się pewnie, przebywając na odludziu sam na sam z kimś zamieszanym w masowe morderstwo. Skoro ją ostrzegał, musiał coś na ten temat wiedzieć.
— Skupiacie się na Forest Hill, myśląc, że to centrum wydarzeń, a tak naprawdę to jedynie poboczny wątek... — mówił mężczyzna.
— Jak to? — przerwała porucznik. — Przypominam, że tam zginęło dziesięć osób...
— Dziesięć osób — powtórzył ze śmiechem, a Catherina poczuła przyjemne mrowienie przebiegające wzdłuż jej pleców. 
Musiała przyznać, że nieznajomy — kimkolwiek był — miał niezwykle męską i głęboką barwę głosu. 
— Co to jest dziesięć osób? — kontynuował. — Takich osiedli może być o wiele więcej. Forest Hill dotyczyło informatyków, ale są jeszcze genetycy, chemicy, matematycy, projektanci, energetycy, wojskowi i mnóstwo innych grup, które są w tę sprawę zamieszane. Ktoś potrzebuje wybitnych jednostek z wielu różnych dziedzin, żeby stworzyć projekt, z którym nikt nie będzie w stanie walczyć. Bo jeśli zaangażują się w to najlepsi z najlepszych, to kto zdoła ich powstrzymać?
Catia w dalszym ciągu zupełnie nie rozumiała, o co chodziło, ale coraz bardziej ją to ciekawiło.
— Co to za projekt? — zapytała.
— Nie wiem dokładnie, a nawet gdybym wiedział, to i tak bym tego nie wyjawił. Skoro ktoś robi sobie tyle zachodu, to z pewnością sprawa jest tego warta. Przypuszczam, że na zdobyciu Stanów się nie skończy.
— Słucham? — zaśmiała się nerwowo kobieta. — To, że zdołali zabić kilka osób w środku lasu, nie znaczy jeszcze, że będą w stanie podbić całe państwo. Nie bądźmy śmieszni.
— Marc, Albert i setki innych ludzi też ich nie doceniali i wiesz, jak skończyli. Ciebie też to czeka, jeśli się nie wycofasz.
— Masz na myśli Alberta Raina?
— Tak.
— A ten Marc?
— A ilu Marków znasz?
Catherina zastanowiła się uważnie nad odpowiedzią. Problem polegał na tym, że znała tylko jednego — przyjaciela Colina, który popełnił samobójstwo cztery lata temu. Nikt inny nie przychodził jej do głowy.
— Jednego — odpowiedziała.
— No właśnie. 
— Co no właśnie?
Nie otrzymała odpowiedzi, ale i bez tego szybko zrozumiała, co mężczyzna chce jej zasugerować. Pamiętała, że Marc wpadł podobno na trop jakiejś afery, przez którą się stoczył i powiesił we własnym gabinecie. Morgan nigdy nie wnikała, dlaczego to zrobił i jaki był dokładny powód tak radykalnej decyzji. Podejrzewała, że nawet Colin i żona zmarłego tego nie wiedzieli. Nie rozumiała, co martwy Marc może mieć wspólnego ze świeżą sprawą Forest Hill. 
— Kilka lat temu z więzień zaczęli w dziwnych okolicznościach wychodzić więźniowie. — Usłyszała. — I to nie były osoby skazane za niezapłacone mandaty albo błahe kradzieże, a mordercy czy geniusze, którzy w istotny sposób zagrażali państwu. Taki stan rzeczy występował nie tylko w USA, ale też w innych państwach: Japonii, Włoszech, Rosji, Tajlandii, Meksyku. Te sprawy były bardzo ukrywane przez władze i mało kto wiedział o tym, co naprawdę się dzieje. Tych najgroźniejszych przestępców często zastępowano w celach sobowtórami, którzy byli specjalnie szkoleni do swoich ról. Mieli udawać mafiozów, ruszać się i zachowywać tak jak oni, żeby ten prawdziwy bandzior mógł w spokoju chodzić na wolności, odnawiać swoje znajomości i tworzyć nowe grupy przestępcze. Bo on miał swoje dojścia, doświadczenie, potrafił siać postrach i osiągać wszystkie zamierzone cele... To były początki całego tego bajzlu, więc organizatorzy bardzo uważali, żeby ktoś nie wszedł im w drogę. Jeśli jakiś człowiek zagrażał powodzeniu całego planu, natychmiast został eliminowany. Tylko że to są cwani ludzie i nie wybierają najłatwiejszych rozwiązań. Jeśli chcieli kogoś bezpiecznie wyeliminować, zmuszali go do samobójstwa lub to samobójstwo pozorowali. Taka sprawa szybko została umorzona, a oni mieli święty spokój. 
— Czyli sugerujesz, że ktoś zabił Marca? — zapytała Catia, czując, że robi się blada jak ściana. 
Dobrze, że siedziała, bo gdyby stała, to i tak z wrażenia musiałaby usiąść.
— Niekoniecznie. Mógł być szantażowany, gnębiony, straszony. Miał rodzinę, a to wystarczający powód, by odczuwać strach. Możliwe, że kazali mu się zabić, grozili, że skrzywdzą jego żonę albo dzieci i facet nie miał wyjścia. 
— Więc lepiej się zabić, niż żyć i w razie potrzeby obronić najbliższych? — rzuciła z kpiną Morgan.
— Nie rozumiesz, jak to wszystko działa. Oni potrafią z ludźmi zrobić wszystko. Łamać kończyny, obcinać uszy albo palce, podpalać, wieszać na hakach za szyje, wyrywać zęby albo języki... Jeśli przeżyjesz taką torturę, to tylko dlatego, że mają jeszcze co do ciebie jakieś plany. I jeśli ktoś pokazuje ci film, na którym w ten sposób karze kogoś za nieposłuszeństwo, po czym przysięga, że w ten sam sposób załatwi twoje dziecko, to zrobisz wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Wypełnisz każde polecenie i nie będziesz rżnąć bohatera. Zabijesz się, jeśli ci każą. Bo wiesz, że im chodzi o ciebie, nie o twoją rodzinę i to ty jesteś problemem. Zniknie problem, zniknie zagrożenie dla innych.
— No dobra, ale co było dalej? — dopytywała.
Choć nie bardzo wierzyła w to, co do tej pory usłyszała, chciała poznać cały sens tej historii.
— To trwało i kształtowało się przez lata w ukryciu. Przestępcy wychodzili na wolność, zdobywali pieniądze, tworzyli swoje struktury, które bezsprzecznie podlegały jednej władzy. Wyobraź sobie, że największe mafie USA, a nawet świata, łączą się w jedną… Wyobraź sobie, jak silny musi być człowiek, który stoi na ich czele. W tym momencie ta organizacja ma niewyobrażalną siłę przebicia. Rząd o nich wie, ale nic nie robi, bo się boi. Ma świadomość, że jeśli przystąpią do ataku, to zniszczą wszystko.
Catia miała ochotę zaśmiać się głośno, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Zbyt długo pracowała w Departamencie Policji, by rozważać w ogóle pomysł połączenia się różnych mafii w jedną strukturę. To było nie do wykonania. Pomyślała, że skoro w tej kwestii mężczyzna wciska jej kit, to w innych pewnie też. Mimo to zapytała:
— Więc uważasz, że ci ludzie z Forest Hill dla nich pracowali? 
— Ci, którzy zginęli, nie, ale ich rodziny owszem. McDowell, Conor, Franklin, Torres, Johnson i inni.
Dwóch ostatnich nazwisk Catherina w ogóle nie kojarzyła. Najwidoczniej tajemniczy nieznajomy rozszyfrował tożsamość pozostałych ofiar o wiele szybciej niż wydział kryminalny albo po prostu je zmyślił.
— W takim razie po co ta cała szopka z odkrywaniem Krwawego Osiedla? Po co był Rain, po co podsuwali nam dowody?
— A więc domyśliłaś się? — zaśmiał się dźwięcznie mężczyzna.
Catherina w ostatniej chwili opanowała chęć spojrzenia na swojego rozmówcę.
 — Bardzo możliwe, że chcieli w ten sposób upiec dwie pieczenie na jednym ogniu — kontynuował. — Ukarać swoich ludzi, bo popełnili jakiś błąd, albo chcieli się wycofać, a potem rozdmuchać tę sprawę, żeby pokazać innym, na co ich stać. Może informatycy przestali współpracować, dlatego na ich oczach pozabijali ich bliskich. A potem sami zadbali, by sprawa się rozniosła, żeby żadna inna grupa nie zechciała się sprzeciwiać. Miasto jest kompletnie nieświadome, ale rząd, wojsko, policja doskonale wiedzą, co się dzieje. Takie ataki to dyskretne ostrzeżenie dla nich, może nawet szantaż. 
— W takim razie czemu nikt nie reaguje? Czemu nikt nie stara się ich powstrzymać?
— Bo cała góra jest w to umoczona. Żaden prokurator nie wyda nakazu zatrzymania i żaden sąd ich nie skaże. Nawet gdyby ktoś miał taki zamiar, to oni się postarają, żeby bardzo szybko zmienił zdanie. Myślisz, że Szef Policji nie wie, co jest grane? Że dowódcy w Pentagonie są ślepi i nie dotarły do nich wiadomości o zagrożeniu państwa? Wszyscy wiedzą.
Morgan oparła się łokciami o kolana. Potem przesunęła dłonią po czole, czując narastający ból w skroni.
— W takim razie skoro dowódcy w Pentagonie nie są w stanie nic z tym zrobić, to czemu mówisz o tym wszystkim mnie? — zapytała, nie kryjąc irytacji. 
— Prędzej czy później na ciebie też przyjdzie kolej. Jeśli oni uznają, że jesteś im do czegoś potrzebna, to dostaniesz wybór. Będziesz mogła się albo się przyłączyć, albo zginąć. I uwierz, że żadna z tych opcji nie jest korzystna. Dopóki się z tobą nie skontaktowali, masz jeszcze szansę uciec. Chciałem, żebyś o tym wiedziała.
— Nic z tego nie rozumiem… — westchnęła. — I nawet nie wiem, czy powinnam wierzyć…
— W takim razie przypatrz się uważnie swojemu partnerowi. 
Te słowa sprawiły, że Catherina momentalnie się wyprostowała, po czym mimowolnie wykonała ruch sugerujący, że chce się odwrócić. Nie zrobiła tego, gdyż dźwięk odbezpieczanej broni zmroził jej krew w żyłach. 
— Powiedziałem, że cię zabiję, jeśli się odwrócisz, i dotrzymam słowa. — Usłyszała. 
Przełknęła ślinę i szybko zmieniła temat:
— Co Jacob ma z tym wspólnego? — zapytała cicho. 
— Nie Jacob, tylko Colin. 
— Colin?
— Był blisko związany z Markiem, teraz rozwiązuje sprawę Forest Hill. Podejrzewam, że on już dawno temu dostał wybór. I albo już z nimi współpracuje, albo niebawem zacznie. 
— Nie! — rzuciła Catherina, kręcąc z niedowierzaniem głową. — To niemożliwe!
— Myśl, co chcesz, ale wróć do domu, spakuj najważniejsze rzeczy, zabierz ludzi, których kochasz, i wyjedź. Najlepiej do Europy. Minie trochę czasu zanim opanują Amerykę i przeniosą się do innych państw. Dasz sobie tym kilka miesięcy względnego spokoju. Ale jeśli nie odejdziesz teraz, to nie zrobisz tego już nigdy. 
— To jakaś kpina... To nie jest możliwe — powtórzyła. 
— Niestety, spóźniliśmy się. Ja, ty, wszyscy. Po prostu się spóźniliśmy, a teraz cały świat poniesie za to konsekwencje. 
Catia nie słyszała już nic więcej. Nie wiedziała, czy to przez emocje, czy mężczyzna po prostu przestał już mówić. Przez jakiś czas starała się opanować szybko bijące serce i ciśnienie, które prawie rozsadzało jej czaszkę. A gdy odważyła się wreszcie odwrócić, nie było przy niej nikogo.
Tajemniczy mężczyzna zniknął tak samo cicho i szybko, jak się pojawił, a razem z nim odpowiedź na jedno z wielu pytań, które kłębiły się teraz w jej głowie.
Kim ty, do cholery, jesteś?


*      *     *

Jeden z moich ulubionych rozdziałów. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu ;-)

Wielkie dzięki Frix Katja!

8 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podobał. Mocno tajemniczy, niepokojący i trzymający w niepewności czy nieznajomy strzeli z broni na koniec swojej przemowy czy też zniknie niepostrzeżenie. Czytanie tego rozdziału wyciągnęło mnie na maksa.

    Wychodzi na to, że cała ta sprawa jest bardziej skomplikowana niż wydawała się na początku. Trochę się martwię, że C&C nie poradzą sobie z tym i któreś zapłaci życiem za swoją ciekawość.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podobało i ogromnie dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń
  2. Witaj! Właśnie nadrabiam to co napisałaś w przeciągu roku. Ten rozdział jest zdecydowanie mega! Czekam na kolejne, sprawy naprawdę się komplikują.

    Pewnie już o mnie zapomniałaś, po roku wróciłam do pisania swojej historii:

    http://royal-love-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedz, że czytam każdy rozdział, rzadko komentuje, ale wkrótce to się zmieni.
    do zobaczenia aniołku x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to bardzo się cieszę! ;) I dziękuję za info ;)

      Usuń
  4. Zastanawiają mnie te sobowtóry - nie tak łatwo je znaleźć. Już prędzej stawiałbym na operacje plastyczne i tworzenie takich sobowtórów.
    Tak samo teraz, jak i kiedyś, uważam, że z Catherine rozmawiał Dan.
    Zastanawiam się nad Colinem, czy zrobisz z niego jakąś wtyczkę, choćby po to, by później móc go wskrzesić, gdy już go uśmiercisz. Chyba nie chciałbym takiego happy endu. Jak już polegnie, to na amen - ja tak to widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może i operacje wchodziły w grę. Nie zagłębiłam się w to tak bardzo, może w II części, coś więcej na ten temat napiszę.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń

Nie toleruję spamu pod rozdziałami! Bez względu na to czy jesteś autorką opowiadania, ocenialni, szabloniarni... ze spamem idź do spamu!

Obserwatorzy